Trochę dostosowując do reszty i dodając coś od siebie, mamy póki co cóś takiego:
Tu scena, mikrofon, pończocha zielona
Gdy nóżką zarzucę, publika już kona
Się nurza w zieloność i jak łódka brodzi
Wśród fali słów mych grzmiących, wśród westchnień powodzi:
Ja jestem Violetta, co gra do kotletta
Gdy tylko zobaczy coś z dzieł Canaletta
Ja jestem Violetta, jam czuła jak pietta
By zrazu, odrazu, jak z ognia kobietta
Pianista Orłowski, on, zwykle nieszczerze
Po graniu na cztery odmawia pacierze
Po których znów w życiu szukając radochy
Się rzuca całować zielone pończochy:
Bo jestem Violetta, co gra do kotletta
Gdy tylko zobaczy coś z dzieł Canaletta
Bo jestem Violetta, jam czuła jak pietta
By zrazu, odrazu, jak z ognia kobietta
Aż razu pewnego na moim grzebieniu
Grał byk arcyzacny w przedziwnym zbyczeniu
Melodia ta piękna mych uszu dobyła
A serce na wylot słodyczą przebiła
Ja jestem Violetta, co gra do kotletta?
Gdy tylko zobaczy coś z dzieł Canaletta?
Ja jestem Violetta, jam czuła jak pietta?
By zrazu, odrazu, jak z ognia kobietta?
Orłowski przy steku, raz dostał z kopyta
Kto, po co i za co, on o nic nie pyta
I płacząc, całując w majakach mą stopę
Powiada, że widzi Zeusa, Europę!
Bo jestem Violetta, Zeusa kobietta
Co nie gra już więcej kupletów kotletta
Tam za mnie już śpiewa ta ruda Żanetta
Co nos ma jak dzieło stolarza Dżepetta:
Ja jestem Żanetta, co gra do kotletta
Gdy tylko zobaczy coś z dzieł Canaletta
Ja jestem Żanetta, jam czuła jak pietta
By zrazu, odrazu, jak z ognia kobietta...
Cholera, z tą modyfikacją to może trochę za daleko zajechałem. No, ale trudno, raz się żyje.