W pierwszym wywiadzie po zdobyciu złotego medalu, Leszek Blanik, przyznał:
"Miałem dużo szczęścia w losowaniu konia. To zawsze kluczowa sprawa. Niezmiernie ważne jest, czy koń jest odpowiednio ujeżdżony. Szczęście sprzyjało mi także podczas samego skoku. Mój koń chyba jako jedyny nie poruszył się ani razu. Nie ukrywam, że wyniki przyniósł takze nowatorski trening - przez ostatnie dwa lata 3 razy w tygodniu uczyłem się anglezować w angielskim siodle. To zaprocentowało podczas igrzysk. Rumun, który ćwiczył skoki tylko przez konia z tzw. "cowboyskim" siodłem nie poradził sobie w zmienionych warunkach. Tym bardziej, że po moim skoku padał krótki, lecz intensywny deszcz i Rumun miał mokrego konia."