Sezon tenisowy się rozkręca, ruszają różne ligi, telefony się grzeją, mimo drwalowskiej kontuzji trza by zacząć trenować...
Jako że sezon na osy się rozpoczął, to zacząłem od treningu na ściance. Znalazłem 2 gniazda, znaczy w budowie dopiero, jedno na suficie ganku a drugie w garażu (okno cały czas otwarte, to wleciały). Wziąłem packę, pelerynę, czapkie przeciwsłonecznom, no i grabie z dłuuugim trzonkiem - grabie to podstawa.
Okazało się, że w samą porę, zwiadowczynie dopiero zaczynały budowę - bach, bach i wydmuszki poszły w drobiazgi. W środku była jedna osa, druga podleciała później (parami pracują jak agenci FBI?). Poćwiczyłem forehand na ściance i było po nich, choć trochę się zgrzałem (wychodzi brak treningu i kondycji).
Gorzej było w garażu, trudny teren, zagracony, wróg może czaić się w wielu miejscach i nie widać ilu ich. Była jedna, zwiała, potem wróciła i mieliśmy wojnę partyzancką. Sporo nietrafionych, rama, aut, w końcu chyba zagrałem kończącą ale nie jestem pewien, bo zaginęła w boju (może doleciała aż na kort Janowicza?).
No to jestem po pierwszym treningu. Teraz może poćwiczę siekierki, tylko muszę w końcu zakupić X25, żeby zapewnić sobie odpowiednią siłę rażenia. Może jeszcze zdążę złapać formę na czas...