Wczoraj się dowiedziałem, że prawdopodobnie Marylę wypiszą ze szpitala już jutro, czyli na weekend do domu (pamiętam, że kolegę C też tak potraktowali, widać to nie są puste procedury). Ale wypiszą, bo... to taki beznadziejnie trywialny, nudny przypadek jest i żadnego pożytku z Maryli w szpitalu nie ma! Co więcej, Maryla zyskała już ksywkę "nerwuska" i zapas tabletek uspakajających się kończy a przecież czekają jeszcze inni pacjenci (szczególnie ci za granicą). Gdy drżącym głosem zapytałem lekarza, czy to nie za wcześnie, tylko pogorszyłem sprawę - zostałem uznany za główną przyczynę nerwowości pacjentki! Ledwo uniknąłem skierowania na odpowiednie badania...
Zresztą... w tym szpitalu mają ciekawe metody i efekty leczenia. Np. na łóżku obok Maryli leży kobitka, która przeszła podobną (a nawet cięższą) operację chirurgiczną a po kilku miesiącach zaszła w ciążę. I teraz, zamiast na ginekologię trafiła na chirurgię, bo tak się zżyła z tym oddziałem! Znowu zaczynam się denerwować, czym to się skończy?! Może trzeba było brać te skierowanie...