Jęczała z bólu, bo najprawdopodobniej złamała lewą szyjkę macicy/prostaty (niepotrzebne skręcić).
A może przewidywała, że dzwonek jest pod napięciem i zostanie porażona. Zadzwoniła więc cwaniara na pogotowie dzwonkiem na zaś, żeby zdążyli do niej dojechać, jak już nie będzie mogła dzwonić.
Pomyślcie, leżeć pod rowerem, zlany krwią z zaplątanymi nogami, jęczeć z bólu i dzwonić w celu porażenia się prądem. To nie mógł być przypadek. Wiadomo przecież, że do prądu pogotowie przyjeżdża tak szybko, jak do pożaru.
Dużo miała szczęścia, że nie trafiła na dzwonek loretański. Wtedy dopiero by ją kopnęło.