W sklepie piekarniczym ciekawy dialog. Zamawiam trzy pasterskie, pokrojone chlebki. Przesympatyczna sprzedawczyni nabija na kasę 18 zł.
- Rozumiem – Mówię przekornie, nawiązując domyślnie do cen sprzed roku – 18 zł, bo cztery trzydzieści razy trzy?
- Jakie cztery? – Odpowiada spanikowana i chyba niedosłysząca sprzedawczyni – Zapakowałam trzy! Wyrywa mi torbę z pieczywem i dokładnie liczy bochenki.
- Ale 4,30 razy trzy - Dopytuję?
- Jakie 4,30? Sześć - replikuje!
- Jakie sześć? Przecież są trzy bochenki?
Na szczęście płaciłem kartą, więc nie próbowaliśmy dalej wyjaśniać ilości bochenków i ich ceny, bo kto wie, może premier by się zainteresował?