Dawni Majowie wierzyli, że bóg deszczu Chaak żyje w jaskiniach i naturalnych studniach zwanych cenotami. W XVI wieku hiszpański zakonnik Diego de Landa, który został biskupem Jukatanu, wspominał w swoich publikacjach o świętej studni na Jukatanie i zostawił niesamowite opisy, m.in. jak do tej świętej studni cenote, znajdującej się na obrzeżach Chichen Itza, prowadzono dziewice, które następnie były topione.
Był to kolejny przejaw dziejowego matriarchatu, bo kiedy przeprowadzano badania archeologiczne w tej naturalnej, świętej studni, okazało się, że większość złożonych ofiar to byli mężczyźni, młodzi chłopcy i dzieci.
Co ciekawe, Kodeks Madrycki słynny, oryginalny majański dokument dotyczący wróżbiarstwa i obrzędów rytualnych zachowany do dzisiaj, a nie tak dawno odczytany, zawiera wzmiankę, że podczas rytualnego topienia, w momencie zrzucania ofiary do cenoty, Majowie wykrzykiwali zdanie, którego sami nie rozumieli, nie było ono bowiem napisane słowami języka pochodzącego z Jukatanu (języki Cholan), w którym kodeks był pisany. Na szczęście, zdanie te fonetycznie zapisał w swoich notatkach Diego de Landa i brzmiało ono… lechadashleeech. Naukowcy wpadli na rozwiązanie dopiero po zakończeniu kariery Adama Małysza, bo przypadkowo archeolog usłyszał polskiego komentatora sportowego krzyczącego Leć Adaś Leeeć! Tylko skąd Majowie w VIII-XIII w. mogli znać i używać tego okrzyku? Na te pytanie świat naukowy nie potrafi, jak na razie, znaleźć odpowiedzi.
My mamy łatwiej, zapytaliśmy Gonza, skąd te „Leć Adaś leeeć”? I to było pytanie w punkt, bo inkryminowany spalił raka, co jest u niego wyrazem najwyższego zakłopotania, bo zwykle pali papierosy i powiedział: nie wiem, wyrwało mi się, zawsze krzyczałem „O kurrwaaaa”. Przepraszam.
A cenota w Chichen Itza wygląda tak:
Jak widać, było gdzie lecieć. Ciekawe, czy przyznawano noty za styl?