No cóż... To chyba taki ogólniejszy trend.
Niedawno niejaki Bagiński przy okazji dzieła może nie wojennego, ale z wojną w tle, jakim jest "Wiedźmin" Netflixa, stwierdził, że odstępstwa (ładny eufemizm) od książkowego oryginału powodowane są troską o masowego odbiorcę, gdyż ten jest za głupi, żeby się w sapkowych głębiach i niuansach połapać.
Z drugiej strony, niejaki Pratchett (który też od tematów wojennych nie stroni, polecam "Monstrous Regiment") skomentował, że to nie amerykańscy czytelnicy są niepełnosprawni umysłowo, tylko amerykańscy wydawcy za takich ich mają.
Ja z kolei, pozwalając sobie dołączyć do tego światłego zestawu komentatorów, sądzę, że jak zwykle chodzi o kasę. Producenci dzieł masowej kultury chcieliby ostrzyc jak największą masę odbiorców i trafić z dziełem do jak najszerszych mas.
I tak i być może nie. Głęboko podejrzewam (a i poparte jest to wszelakimi My Little Pony i jeszcze kilkoma franczyzami) że filmy seryjne mają raczej zadanie narobić wokół franczyzy szum i tym pomóc w zrobieniu dobrego biznesu na wszelakich zabawkach i gadżetach związanych z filmem.
Pomyślmy tylko - no ile się wyda ze strony konsumenta na obejrzenie filmu? Niech będzie że pójdzie taki na ten film z czterosobową rodziną i kupi wydanie na DVD, no powiedzmy że rozrzutnie taką drogą wyda 500 złotych. A jak nam co dziesiąty widz kupi powiązany tematyczne zestaw lego czy jakiś inny plastik to i bardziej skory będzie do wydania pieniędzy, a i branża plastiku pamiątkowego ma wyższe marże. I tu jest wręcz lepiej jeżeli fanbaza ma o czym debatować, a jako że nie lubią już debatować o dziurach logicznych to lepiej zrobić gorszy film, żeby trochę hejtu poszło. Filmoznawcza mógłby tu jakiś wpływ filmów intencjonalnie złych odnaleźć, ale ja się nie podejmę.
Ambitne to też - filmy z serii
The LEGO Movie ambitnawe były, na moje oko pedagogiczne poprawne (pokazana poprawna i niepoprawna relacja pomiędzy rodzeństwem, pokazanie problemów w relacji z punktu widzenia zarówno starszego i młodszego rodzeństwa, pokazanie opłacalności współpracy, wyjaśnienie że dziecko może być dziecinne i dziecinne będzie - a i każda teza z uzasadnieniem) ale chyba wielkiej furory nie zrobiły.
Co tam panie w fantastyce to ja nie wiem, trzymam się w tej materii Dukaja i tyle. Choć też raczej dzieł starszych, potem poleciał za bardzo w bycie guru i pedantyzm redakcyjny jak na mój gust. Noi też się nie zgadzamy, ja uważam
Xavrasa Wyżryna za fabułę udaną, autor samego Xavrasa już chyba nie.
Mnie bardziej właśnie ruszyła jakość krajowych filmów okołohistorycznych - pierwszy film o Piszczku z lat sześćdziesiątych krytykował nieodległy od kręcenia okres historii oraz postawę bawidamsko-karierowiczowską podlaną szczyptą zakłamania, drugi z lat osiemdziesiątych to ja w sumie nie wiem co miał krytykować. Bohater był po prostu głupi z urodzenia i uparcie chciał się przymilić do blondyny dobrze urodzonej. Co w sumie było smutne, gdyż film wizualnie przyjemny i aktorzy wizualnie dobrani do ról, szkoda że spłycone to było strasznie.
Co tam "nowego" jest kręcone z materii wojennej w Polsce to ja nawet nie wiem, próbowałem obejrzeć
Syberiadę no i ten, niestrawny a ja strawiłem nawet zbiór opowiadań Sołżenicyna (nie polecam, pisał wtórnie, jak się zna
Jeden dzień z życia... to pozostałe raczej za wiele nie wniosą). Na już bardzo masowy Czas honoru to ja w ogólę, odpadłem pomimo wielu prób w wielu miejscach wielu sezonów, ale co ja włączałem jakiś odcinek to albo wielka i wysoka piwnica udająca kanał (nawet nie udająca), a to sławny i znany hitlerowiec ukrywający się w powojennej Warszawie, a to inne dzikie pomysły. Zawiesić niewiarę to ja mogę, ale jak mam zaakceptować idealnie wyfryzurowanych powstańców to jednak już nie mogę.
Chyba najmłodszym filmem historyczno-wojennym jakim zmogłem obejrzeć więcej niż raz i nie odrzucić myśli przemyślenia go to był właśnie ten o pójściu do kina - rocznik, zdaje się, 2007, a to już szesnaście niezapomnianych lat.
No od dawna się już dopominam - gdzie są nowe historie?
Gdzie jest Kino Nowej Przygody?
Dosłownie to zresztą było New Adventure Cinema, czyli Nowe Kino Przygody.
Tu będzie problem marketingu. Kolejne star trek warsy w indianie na pewno przyciągną ludzi do kina a i marketing w dużej mierze zrobi się sam. Próby uruchomienia nowych franczyz były, chwytały średnio - jak już coś "nowego" chwyta chociaż trochę, to po prostu przeniesienie na ekran kina/telewizora fabuły z innych mediów.
A teksty piosenek, dla młodzieży ktoś pisze jeszcze normalne i dodaje do tego normalna muzykę?
A tu już lepiej niż w takim 2003 jeżeli mowa o w miarę młodych twórcach. Taka Sanah może i Mietkiem Foggiem nie jest, ale przynajmniej to nie jest kolejne jeden osiem el z rapem spod znaku degeneracji.