Tymczasem, znakomitą lekturą na Ponury Poniedziałkowy Poranek są tak zwane OWU.
Co się człowiek naczyta o różnych nieszczęściach, typu ciężkie uszkodzenia ciała czy złomowanie, to jego.
Niestety, nie jest to lektura łatwa, nie tylko ze względu na wisielczy nastrój tej prozy. Jak zwykle przy tekstach napisanych w narzeczu legalese pojawiają się niejasności.
O ile fragmenty fabuły związane z zakupem trumny i transportem zwłok są w miarę jasne... Chociaż w sumie nie napisano, czy trumna też będzie transportowana i w jakim stosunku czasowo-przestrzennym do zwłok...
Eee, o czym to ja... Aha. Jednakowoż zwroty akcji w rozdziale "Generalne wyłączenia odpowiedzialności" są zapewne celowo sformułowane raczej mgliście. Na przykład punkt 3 podpunkt 10 owego rozdziału brzmi:
Ubezpieczenie nie obejmuje przypadków, gdy zdarzenie nastąpiło w związku z/ze:
[...]
10) braniem udziału w polowaniach na zwierzęta;
No i wyobraźmy sobie teraz hipotetyczną sytuację, gdy ja (jako główny podmiot liryczny omawianego utworu) wybiorę się na turnus do Puszczy Białowieszczańskiej, pójdę zażywać spaceru o świcie, a tam jakiś myśliwy pomyli mnie z dzikiem (nie takie rzeczy już się zdarzało naszym myśliwym pomylić z dzikiem - pies, krowa, traktor, kolega...). Czy takiej sytuacji Ubezpieczyciel może uznać, że brałam udział w polowaniu? W charakterze: wieprz, ale jednak?
Jednakowoż mimo tych drobnych niedociągnięć jest to fascynująca lektura, do końca nie wiadomo, kto zabił.