Sprawy sądowe bardzo rozwijają i to wszechstronnie. Wczoraj rozwinęliśmy i tak rozgarniętego proboszcza parafii, którą reprezentujemy w procesie. Mimo emerytury i profesury na karku, specjalisty od nauk przed i pomałżeńskich, z niemałym zdziwieniem dowiedział się o osiągnięciach naszej powszechnie znanej i szanowanej koleżanki, specjalistki od lichtensteinczyków w domu. Pozostając od dobrych 7 lat w związku małżeńskim ani razu nie pokłóciła się z mężem. Nasz ksiądz, jako wieloletni spowiednik, nie mógł w to uwierzyć. Dopiero wyjaśnienie, że koleżanka po prostu nie odzywa się do męża i tym samym nie tylko nie daje okazji do kłótni, ale nawet daje mężowi okazję do milczenia, wprawiło naszego wielebnego w osłupienie. Przecież to niemożliwe, stwierdził! Oczywiście, że możliwe, jak trafi się na taką kobietę skarb, która nic nie mówi, spuentowałem, a przynajmniej tak mi się wydawało, bo palma ostatczeństwa należała do Proboszcza: Taką żonę to i ja chciałbym mieć.
Na szczęście nasza powszechnie znana i szanowana koleżanka, specjalistka od lichtensteinczyków w domu, tylko się uśmiechnęła, zachowując milczenie, ale – zupełnie jak nie ona - wiele mówiące.