Nie wiem (taaa, nie wiem) dlaczego wypada pisząc CV pochwalić się zainteresowaniami ze znajomości historii? Przynajmniej w CV składanych przez aplikantów radcowskich do naszej kancelarii. Zawsze mnie to interesowało, więc kandydatom zadaję na rozmowie zapoznawczej pytania z tzw. dziedziny. Przecież, jeżeli piszę w CV, że interesuję się historią współczesną, to powinienem wiedzieć, kim był - przykładowo - Moczar?
Wczoraj nowa kandydatka, reklamująca w CV zainteresowania historią zapytana przeze mnie, jaką konkretnie epoką się tak pasjonuje, odpowiedziała skromnie, że Starożytnością. Zna Gonza, pomyślałem (zresztą w myślach). Na głos zaś ostrożnie zapytałem, co konkretnie ze Starożytności - Egipt, Babilonia, Grecja, Rzym, może Mezoameryka? Duże niebieskie oczy (niestety, w ścisłym tego słowa znaczeniu) stały się kilkukrotnie większe i panna wyszeptała, że powinna się bardziej przygotować z historii do spotkania.
Uznając, że należy kuć żelazo póki gorące, następnego dnia (pozostaje na razie na praktyce, bo przemawia za nią najlepsza ocena na egzaminie wstępnym na aplikację) kazałem jej się przygotować z tematu, co takiego działo się na Kulikowym Polu, a przede wszystkim, czyje było Kulikowe Pole?
Niestety, nic z tego nie wyszło, bo panna nie znalazła odpowiedzi szukając w intrenecie królikowego pola. A mówią, że w goglach można znaleźć wszystko?
Obecnie, druga grupa aplikantek dostała zadanie odpowiedniego przerobienia ballady Mickiewicza "Powrót taty", tak, aby w sposób właściwy powitać ich patrona, który wyjechał w podróż służbowa do Wrocławia.