A nie, to myśmy doświadczyli innego wtajemniczenia mistycznego - jakieś jednokierunkowe uliczki koło Plantów. Tak, wiem, kto normalny się tam pcha samochodem...
W każdym razie nijak się nie dało z jednego miejsca w drugie dojechać. To już prędzej pewnie byłoby zrobić wokół rzeczonych Plantów rundkę i zajechać z drugiej mańki, ale to już nam przyszło do głowy później.
A to co waszmość opowiadasz, to w aktualnej stolicy zupełnie normalne na peryferiach. Najzabawniej, jak ci się wydaje, że coś będzie naprzeciwko, po drugiej stronie ulicy, to musi blisko. Aha... Do najbliższego przejścia kilometr, po czym się okazuje, że trzeba tego molocha obejść wkoło, bo akurat na tej odnodze pasów nie ma. A to jeszcze lajtowo, bo do sąsiedniego przystanku trzeba pokonać dwa przejścia podziemne i kładkę... (okolice słynnego muru Wyścigów)