Właściwie to do strasznego wątku też by się nadawało...
Straszliwym zbiegiem okoliczności wróciłem do domu w straszliwym stanie wyczerpania wszelakiego, znaczy psycho-fizycznego a tu okazało się, że skończyły się zapasy napojów pożyteczno-użytecznych - straszzzzzzzne!!!
Na szczęście, no powiedzmy że na szczęście, było przed 20-stą i wiejski sklep stał otworem, założyłem kapcie i poszedłem. Specjale, tyskie i lechy - no byście wybrali? W desperacji wybrałem Tatrę. Po miesiącach spędzonych przy Perle, ewentualnie jakimś imporcie z południowych stron, Tatra totalnie mnie oszołomiła - co za koszmar! Zieje spirytem, pachnie moczem i pieni się jak gazowana muszowianka. Straszne... jak łatwo przyzwyczaić się do lepszego