Świat się nam globalizuje... Wyszedłem ci ja na przystanek po pewną panią w ostatni świąteczny czwartek. Było to można rzec późnym rankiem (tak 12:30). Dojście do wspomnianego przystanku wymagało przejścia około 300m alejką przez nieco zapuszczone ogródki działkowe. Na hmm... na przyzbie (tak, to to słowo) jednego z takich ogródków siedział bardzo wymizerowany gentleman i pokrzepiał się piwem z puszki. I nic by nie było w tym dziwnego gdyby nie fakt iż był to Murzyn i to taki czarny-czarny z dredami, niczym z jakichś klipów reggae kręconych bo ja wiem... na Dominikanie.