A proboszcz was nie poszczuł paralizatorem? On do tego jest szybki...
Ja też pamiętam piękne czasy, kiedy nie było tam proboszcza. Kapłan, żeby odprawiać musiał się dygać na górę, jak wszyscy, a na podniesienie dzwonił mu szafkowy zegar (więc musiał się streszczać).
Pocieszam się, że w geologicznej skali, właściwej górom, to wszystko to jest jeno łupież (pun intended).
PS: Grzegorz mówi, że ten proboszcz to nieprzypadkowo w dzicz górską zesłany. Tylko szkoda, że akurat na Igliczną trafiło. Ale może wędrowcy i pielgrzymi dodatkowy odpust za to dostaną? Za ten dopust?