Ja jeden od swojej klasy, jeden od piątej ce, dwa od Bliklego
W końcu - być dzisiaj na Nowym Świecie i nie zajrzeć?
Kolejka była nieduża, bo to po 19tej było - jakieś pięćdziesiąt osób. Na zewnątrz. Ile w środku nie wiem, bo właśnie kontemplowałam ten malowniczy ogonek, kiedy z drzwi obok wyszła kobieta z firmowym pudełkiem w firmowej reklamówce, spojrzała na kłębiący się tłumek z politowaniem i mruknęła: Ale tu dają to samo... Stojąca obok mnie para wymieniła znaczące spojrzenia i zanurkowała w te drzwi obok, ja za nimi. W efekcie byłam czwarta
Drzwi obok to są Delikatesy Blikle.
Za chwilę wparowało jeszcze z dziesięć osób, na czele ze starszą panią, która rzuciła od progu dramatyczne pytanie: Czy to prawda, że...? Dowiedziała się, że prawda
Jeszcze jedna scenka. Facet przede mną: Pięć pączków z marmoladą proszę. I pięć z różą.
Żena za pultem: Yyy, to właśnie są z różą... Takich z taką, no, zwykłą marmoladą, to, tego, no... nie prowadzimy...
Ach, ten słodki posmak dekadencji... Jak się jeszcze weźmie pod uwagę cenę, to już zupełne burżujstwo
Ale one naprawdę pyszne są