Nigdy nie zapomnę wakacji w młodości z pułkiem lotnictwa szturmowego za oknami, kiedy to panowie piloci raczyli startować na swoich Su-22 ok. godz. 6-7 rano i wracać po manewrach w granicach godz. 22. A dom położony w bliskości ścieżki podejścia. Ja to ja, co najwyżej się nie wyspałem, ale pacjenci w pobliskim szpitalu z łóżek spadali. Później jednostka ograniczyła loty i wreszcie ją zlikwidowano. Ale za to sąsiad zabrał się za rozwój kapitalizmu (a było to niedługo po sławetnych wydarzeniach sprzed 30. lat) i o godz. 5 odpalał swojego Stara-wywrotkę, który musiał trochę popracować zanim odblokowały mu się hamulce. Tak z pół godziny terkotał pod oknem. Ale wtedy byłem młody i tolerancyjny, do broni nienawykły, więc przeżył. Teraz to co innego...