Rodzina Poszepszyńskich - fanklub im. Kaprala Jedziniaka
Kategoria ogólna => Aktualności => Wątek zaczęty przez: Cezarian w 19 Sierpnia 2019, 16:22:52
-
Poprzednio korzystałem z gościnności innych wątków, ale pomyślałem sobie, że skoro szpital staje się normalnym celem wyjazdów urlopowych, to zasługuje chyba na swój wątek?
Każdy spędza urlop jak i gdzie może, mnie żona namówiła - po sprowadzonym w marcu szpitalnym wyjeździe narciarskim - na powrót na stare, szpitalne śmieci, bo najtaniej i za zaoszczędzone pieniądze ona będzie mogła pojechać na Florydę. Zakwaterowałem się tedy dzisiaj i mam już uzgodniony dwutygodniowy turnus all inclusive, co potwierdza znajoma opaska na ręce.
Oczywiście, jak to przy zakwaterowaniu w dobrym resorcie nie obyło się bez 2,5h oczekiwania. Szybki wywiad wśród pacjentów i obsługi wyjaśnił jednak całość sytuacji. Ze względu na znakomite wyżywienie wszędzie w szpitalu tłum chętnych. Najmniejsze kolejki są na oddziale anatomopatologii, więcej, wtajemniczeni - stali bywalcy - twierdzą, że na tym oddziale oczekiwanie na lekarza dłuży się najmniej.
Zastanawiałem się, ale nie skorzystałem, najpierw muszę pogadać z tym księdzem, który niespodziewanie w marcu udzielił mi ostatniego namaszczenia.
-
Do 9 września możesz się wylegiwać i suślić w dzień. Potem jedziemy!
-
Jestem niepoprawnym - może jeszcze zbyt zdrowym? - optymistą. Planuję się byczyć do ok 2 IX, a jak Niemcy nie napadną na Polskę, to wychodzę.
-
Byłeś już zwiedzać obiekt? Jak tam w prosektorium?
-
To mnie masz - nie! Ale ma alibi - nie dostałem skierowania. Może jutro po bronchoskopii?
-
Nad ranem można bez skierowania ;)
-
Można, tym bardziej, że - niby wiadomo - nie wszystko w szpitalu jest przyjemne. Na przykład przepisy BHP. Zdecydowanie lepiej je przestrzegać i na przykład nie kaszleć podczas wymazu z gardła i wymazu z odbytu. Tak przynajmniej twierdzą salowe.
-
Kaszel wrogiem wymazów? A salowa największym przyjacielem ;D
-
Zdecydowanie lepiej je przestrzegać i na przykład nie kaszleć podczas wymazu z gardła i wymazu z odbytu.
Zwłaszcza lekarzowi w twarz.
-
Zdecydowanie lepiej je przestrzegać i na przykład nie kaszleć podczas wymazu z gardła i wymazu z odbytu.
Zwłaszcza lekarzowi w twarz.
Lekarz chyba coś wie, bo rozsądnie przysyła pielęgniarkę.
Za to podczas bronchoskopii miła niespodzianka, można kaszleć do woli, czym natura dała i to jeszcze przez dwie godziny po zabiegu. Później lepiej nie.
-
Bo na później masz zaplanowaną lewatywę?
-
To kaszel i przy lewatywie szkodzi?! Ożeszty...
-
Bo na później masz zaplanowaną lewatywę?
Lewatywa musi być, nawet nie wspominam. Nie zdarzyło mi się kaszlnąć przy lewatywie, nie wiem, jak wam...
-
ostatnie namaszczenie... uuu huhuhuh termin ważności się wyczerpuje ?
-
ostatnie namaszczenie... uuu huhuhuh termin ważności się wyczerpuje ?
Bierze raz na rok. Awansem.
Coś kolega zacich. Wieczorna lewatywa?
-
Już po, ale jeszcze jedna przede mną i potem o 6. Nie zawsze jest czas ręce umyć do laptopa...
A w kwestii ostatniego namszczenia ciągle czekam na winowajcę...
-
Na oddziale małe zamieszanie wywołane semantyką językową. Młoda, początkująca pielęgniarka zajrzała do izolatki i spojrzawszy na podłączoną kroplówkę powiedziała do pacjenta: „oooo, widzę, że już końcóweczka?”. Te niewinne zdawałoby się stwierdzanie wywołało burzę, dziewczyny omal nie zwolniono z pracy, skończyło się na naganie i szkoleniu całego personelu. Wszystko przez to, że ambitny ordynator uważa, że to nie honor dla całej kliniki, kiedy pacjent oddziału chorób płuc umiera na serce.
-
No zdecydowanie. Porządek musi być. Jednak pamiętać też należy, że jeśli pacjent naprawdę chce żyć, to medycyna jest bezsilna...
-
No zdecydowanie. Porządek musi być. Jednak pamiętać też należy, że jeśli pacjent naprawdę chce żyć, to medycyna jest bezsilna...
To nie jesteś na bieżąco. Jeżeli medycyna chce, żeby pacjent zmarł, to życie nie ma szans. A już szczególnie, gdy chce tego salowa.
-
Salowa matką nadziei...
-
Znane są przypadki pechowych łóżek, stojących przypadkiem akurat tam, gdzie salowej wygodnie podłączyć odkurzacz. A wiadomo, że porządek ma priorytet nad wszelką aparaturą.
-
Znane są przypadki pechowych łóżek, stojących przypadkiem akurat tam, gdzie salowej wygodnie podłączyć odkurzacz. A wiadomo, że porządek ma priorytet nad wszelką aparaturą.
Że nie wspomnę o mokrej szmacie.
-
No i oczywiście wiadomo, co czeka każdego, co się odważy przejść po umytym...
-
No i oczywiście wiadomo, co czeka każdego, co się odważy przejść po umytym...
Choćby do kroplówki.
-
Chory ma leżeć a nie chodzić!
-
Specjalnie dla was zbadałem kwestię możliwości odwiedzenia prosektorium. Niestety, okazuje się, że trzeba jechać do innego szpitala, a zdaniem mojego lekarza prowadzącego ja się jeszcze do tego zupełnie nie nadaję. Cierpliwości, pocieszył mnie.
-
Czyli wszystko jedno, czy ci się polepszy, czy pogorszy?
-
Czyli wszystko jedno, czy ci się polepszy, czy pogorszy?
W sumie to dobre pytanie, gdyż albowiem prosektorium od strony żywych znam nawet bardzo dobrze. Dawnymi czasy, na studiach, mieliśmy fakultet "Medycyna sądowa", na który uczęszczałem. A ponieważ sprowadzał się on w dużej mierze do uczestniczenia przy sekcjach zwłok, więc nazwałem go roboczo "Sekcja sekcji". Przyjęło się ku obopólnej radości studentów i pensjonariuszy.
Natomiast od tej drugiej strony skalpela, to na razie wspomnień nie mam, fakt. Ponoć to tylko kwestia czasu.
-
Ejże, to nie tak łatwo, trzeba sobie zasłużyć!
-
Ejże, to nie tak łatwo, trzeba sobie zasłużyć!
W szpitalu łatwo.
-
Każdy tak myśli a potem okazuje się, że prosto do piachu a nie na stół...
-
Czyli zostaje ulica?
-
Szpital to jednak fascynujące miejsce z fascynującą nomenklaturą. Weźmy taki przykład: zielona tabliczka z napisem: POMIESZCZENIE ZAKŁADU CHORÓB ZAKAŹNYCH I NEUROINFEKCJI.
Samo w sobie brzmi groźnie, ale to nic w porównaniu to skromnego, wydrukowanego na białej kartce napisu pod wzmiankowaną tabliczką: Prosimy nie wchodzić bez wahania”. Zawahałem się, a mimo to nie wszedłem.
-
Dzisiaj małe nieporozumienie z nową pielęgniarką. Podjeżdża wózeczkiem i pyta, czy jestem gotowy na kroplówkę. No to jej odpowiadam, że niestety nie, bo nie sporządziłem jeszcze testamentu. Na szczęście ona wszystko zrozumiała w lot i stwierdziła, że to pewnie takie pytanie, jak w milionerach. Pośmialiśmy się, podłączyła kroplówkę, a ja siedzę i myślę, czy aby czegoś nie przegrałem?
-
A mogłeś przecież jeszcze zadzwonić do przyjaciela, znaczy do Fasiola oczywiście :D
-
A mogłeś przecież jeszcze zadzwonić do przyjaciela, znaczy do Fasiola oczywiście :D
I zaprosić jako świadka do wysłuchania testamentu ustnego? Trzeba dwóch, nie dziedziczących...
-
A jesteś pewien, że graliście w testament?
-
A jesteś pewien, że graliście w testament?
Masz na myśli fakt, że kroplówkę przeżyłem? Niby niekoniecznie, ale zaraz następna kroplówka. Przypadek?
-
A mogłeś przecież jeszcze zadzwonić do przyjaciela, znaczy do Fasiola oczywiście :D
I zaprosić jako świadka do wysłuchania testamentu ustnego? Trzeba dwóch, nie dziedziczących...
Mogę przyjść z Alvinem.
-
A mogłeś przecież jeszcze zadzwonić do przyjaciela, znaczy do Fasiola oczywiście :D
I zaprosić jako świadka do wysłuchania testamentu ustnego? Trzeba dwóch, nie dziedziczących...
Mogę przyjść z Alvinem.
Niepełnoletni.
-
Jak nie? Po ludzkiemu jest już po 18-stce.
A w ogóle to nie suślic mi tam!
-
Ciiiiicho, bo Bruxę obudzisz!
-
Bruxa spała jak zabita, mogliśta wrzeszczeć.
Co za czasy, jeszcze doczekamy, przez takich klientów jak Cezarian, że kroplówka będzie podawana od razu z właściwym formularzem, o ile nie w obecności notariusza...
-
Notariusz rzeczywiście załatwia kwestię zgody na zabieg i co zrobić z nadającymi się, a pozostałymi w dobrej formie po zabiegu narządami.
Nie ma jednak nic dziwnego w tych zgodach i trzeba bardzo uważać. Prosty przykład:
Dostałem dzisiaj skierowanie na nebulizację i drenaż. Pełen najgorszych przeczuć idę (acz nie odchodzę) z kwitkiem do właściwego pokoju… Przeczucie mnie nie zawiodło, boć wiadomo, że czucie i wiara silniej mówią, niż… lekarza szkiełko i oko. W ramach drenażu kazali mi i jeszcze dwóm sprawniejszym pacjentom kopać rów odwadniający piwnicę naszego szpitalnego budynku! A ta cała nebulizacja to -jak się okazało - podanie wziewnie środków dopingujących, żeby móc kopać. Dobrze, że pogoda niezła i prawie nie pada…
-
Można to różnie oceniać, ale uważam, że to już przesada, kiedy pielęgniarki zaczynają śpiewać pacjentowi „Anielski orszak”, a on tylko jedzie na EKG… Podobnie odzywające się chóralnie przyśpiewki: „Dobry Jezu a nasz Panie, daj mu wieczne spoczywanie” przy przyjmowaniu pacjentów na salę podczas ostrego dyżuru wydaje się co najmniej dwuznaczne. Ordynator na to jednak pozwala, bo dziewczyny naprawdę mają głosy, a on uważa, że to buduje więź w zespole. A pacjenci i tak leżą na NFZ, więc im wszystko jedno.
-
A co to znaczy "leżą na NFZ"?
-
Trafiłeś w sedno, wszyscy tu tak mówią, a chyba nikt nie wie o co chodzi.
-
A co mają śpiewać? Komu dzwonią temu dzwonią?
-
Może: Na głowie kwietny ma wianek?
-
A rano przy mierzeniu temperatury: Kiedy ranne wstają zorze?
-
Ranne to chyba na urazówce?
-
Chwile grozy na oddziale, 2 lekarzy, 3 pielęgniarki, a pacjent nie chciał zejść, choć następny czekał już na łóżko, ba czekał, po 5 godzinach stania słaniał się już na nogach. Na szczęście tam, gdzie medycyna konwencjonalna jest bezsilna, korzysta z naturalnej, tu w osobie salowej, która w sobie tylko znany sposób dokonała ostatecznego rozwiązania problemu pacjenta. Może dlatego, że jako jedyna na oddziale potrafi prawidłowo segregować odpady medyczne i stąd przydomek szeptucha?
-
Zejść z łóżka, oczywiście?
-
Ale dokąd zejść? Do piwnicy? To by było zbyt trywialne... Do prosektorium?! To też trywialne ;)
-
Może do segregatorni odpadów medycznych? Nie wiem, wolę tam się nie zapuszczać.
-
Najważniejsze, żeby nie było w prosektorium rasizmu i segregacji zwłok.
-
Ale dokąd zejść? Do piwnicy? ...
Po piwnicy to Cezarian jeździ rowerem.
-
A jak mi mało piwnicy to jeszcze taką kręciołką do rąk.
-
Proszę bardzo, idealnie pasuje do naszego oddziału:
(https://img.joemonster.org/i/2019/08/1566699924_hmisd1_600-20190828233919.jpg)
-
A to kogo chciałbyś poznać? ;D
-
Ja wiem? Może Napoleon?
A tymczasem szepczą na oddziale taką zagadkę z oddziału gastrologii:
- Co mówią chirurdzy po operacji jamy brzusznej?
- Wklęśnięty środek gwarancją dobrego zamknięcia.
Tylko, czy ta metoda nadaje się do zastosowania na oddziale chorób płuc?
-
Tam u Cezariana bezpiecznie nie jest. Tam grasuje POChP.
-
Tam Tupaca... Cała śmietanka od Elvisa po Bowiego!
Tylko pytanie, gdzie się trafi.
Podobno najlepsze imprezy zawsze na dole.
-
Tam Tupaca... Cała śmietanka od Elvisa po Bowiego!
Nie wiem, czy byś się nagadała, ale może się mylę...
-
Angielski przecież zna to w czym problem?
-
Na razie się nie spieszę sprawdzać, spora część tych, z którymi chciałabym pogadać, jeszcze żyje.
A z niektórymi, dziękuję za troskę, nawet dałam radę.
-
Angielski przecież zna to w czym problem?
W rozmówcach. Chyba, że słuchaliby opowieści Meli. Ich rozumiem, ale co ona będzie z tego miała?
Choć, ponoć ludzie bywali, coś tam tu i ówdzie wciągnęli i sobie wstrzyknęli...
-
Pojawił się ksiądz. Zbiera ofiarę na nowe prosektorium czy datki na ofiary z prosektorium. Dałem, bo ponoć tam ludzie głodują.
-
Dlatego przed pójściem do prosektorium trzeba koniecznie pamiętać o kanapkach! A jak nad ranem to i kawa obowiązkowa :D
-
Dlatego przed pójściem do prosektorium trzeba koniecznie pamiętać o kanapkach! A jak nad ranem to i kawa obowiązkowa :D
Kawa, żeby sen nie zmorzył?
A tymczasem...
Jako że za ścianą mojej klatki, przepraszam, izolatki, znajduje się pokój pielęgniarek, chcąc nie chcąc dochodzą do mnie a to śmiechy, a to śpiewy (była o tym już mowa), ale także sprzeczki. Tak było wczoraj wieczorem, kiedy to nie tylko mnie, ale pół oddziału, w tym kilka osób na wózkach inwalidzkich, postawiła na nogi karczemna kłótnia pielęgniarek na temat literatury, czyli, która książka lepsza. Pierwsza krzyczała, że „wszystko wymiata” „Sztuka położnicza dla kobiet. Kształcenie akuszerek na ziemiach polskich w dobie niewoli narodowej 1773-1914”. Druga szydziła z niej, że to jest nieudolny skrypt dla rozhisteryzowanych starych panien i że liczy się tylko wybitne dzieło „Architektura na terenie byłych obozów koncentracyjnych. Funkcjonalna zmienność upamiętniania”. Doszłoby prawdopodobnie do rękoczynów z fatalnym skutkiem dla architektury i kobiet ciężarnych ze schorzeniami płuc, gdyby czytelniczek nie pogodziła trzecia z sióstr dziełem „Tertulian przeciw Hermogenesowi, spór o stworzenie świata?” Cieszy nastała cisza i spokój, tylko kiedy przyniosą basen?
-
To nie mogą czytać na głos? Byłoby to z korzyścią nie tylko dla personelu.
-
Jak mówią w szpitalu każdy kiedyś musi z niego wyjść, do domu lub do prosektorium.
I tak się właśnie stało.
-
Znaczy, że albo cie wyrzucili z tych luksusów do domu, albo w prosektorium mają wi-fi.
-
To nie mogą czytać na głos? Byłoby to z korzyścią nie tylko dla personelu.
Wszystkie trzy na raz? To dopiero byłby dom szpital psychiatryczny...
-
Jak mówią w szpitalu każdy kiedyś musi z niego wyjść, do domu lub do prosektorium.
I tak się właśnie stało.
W sobotę??? Dziwne zwyczaje tam u was mają...
-
A co, na niedzielny obiad mieli go zostawić?
-
W sobotę wypisują tylko tych, którzy mogliby im statystyki przeżycia popsuć i trzeba szczególnie się spieszyć...
-
Wyszedłem w piątek, ale incognito, więc pisałem o tym dopiero w sobotę.
-
Reminiscencje poszpitalne ciągną się jeszcze chwilę...
Zupełnie mnie "rozwaliła" salowa, a tak naprawdę specjalistka od segregacji odpadów (po)medycznych, jak się tu eufemistycznie nazywa zmarłych pacjentów. Będzie chyba miała robotę, bo tu po korytarzu od dwóch dni chodzi taka jedna pacjentka i przyczepia się do "wszystkiego" personelu, że jej leki nie smakują. Nawet już jej ktoś powiedział: "Jak pani leki nie smakują, to niech pani kolację spróbuje!". Nie pomogło. Tylko czekać tragedii, bo dzisiaj na obchodzie lekarze szeptali między sobą, że to się źle skończy...
-
To ta słynna szeptucha była? I potem szepczą...
-
To ta słynna szeptucha była? I potem szepczą...
A to się może różnie, najczęściej źle skończyć.
-
Wcale nie trzeba jechać do Izraela żeby... Zresztą poczytajcie:
70-letni Terry Brazier otrzymał 20 tys. funtów odszkodowania po tym, jak poszedł do szpitala na zabieg pęcherza moczowego i został omyłkowo obrzezany – podaje "Guardian". Do pomyłki doszło najprawdopodobniej przez pomylenie pacjenta z kimś innym.
Swoją drogą ten Inny to się dopiero zdziwił...
https://wiadomosci.onet.pl/swiat/leicester-70-letni-mezczyzna-omylkowo-obrzezany-w-szpitalu/0mvl67b
-
Nu, dobrze, że nie wykastrowany, jak ten młody goj, co chciał zrobić niespodziankę swojej żydowskiej narzeczonej, tylko mu się nazwy procedur pomyliły, jak poszedł do lekarza...
Swoją drogą, w Izraelskim szpitalu do takiej pomyłki o jakiej piszesz dojść by raczej nie mogło!
-
Ale że w Leicester wykonują takie operacje?! To jest tam takie popularne???
-
A co, tam nie mają pęcherzy?
-
I większość pęcherzy obrzezują?
-
Pierwsze słyszę, żeby płacili za zabieg obrzezania? U żydów to nie do pomyślenia, żeby nie zapłacić wykonującemu obrzezanie. Chyba, że zjadł wcześniej wieprzowinę i obrzezanie nie jest ważne?
-
Dawno tu nie byliśmy, ale przecież trzeba reaktywować wątek, który co tu kryć, z biegem czasu będzie coraz bardziej potrzebny. A było to tak:
Dzisiaj będzie o sprawach związanych ze służbą zdrowia, a więc jak nas uczy Mela, trudnych w założeniu, a jeszcze trudniejszych w realizacji. I o te wykonanie właśnie chodzi. Zachodzę, ha ha ha, zachodzę, kulam sobie wraz z prawą i lewą kostką na tomografię, przy czym badaniu podlegać miała ta pierwsza. Po tradycyjnej grze wstępnej w rejestracji, kładą mnie do maszyny i operator karze mi trzymać obie stopy blisko siebie, stykając je dużymi palcami. Potem poburczało chwilę i po wszystkim. Gdzie tu problemy z wykonaniem zapytacie? Dochodzimy wreszcie do spraw trudnych, bo operator odmówił wykonania badania następnego pacjenta, twierdząc, że skoro ten ma tylko jedną stopę, to nie ma jej jak trzymać przy drugiej i badanie jest niemożliwe. Jeszcze powiedział do pacjenta, że teraz, w dobie drukarek 3D, czy choćby powszechnych szczotek do czyszczenia klozetu, to „chyba nic trudnego, żeby dać minimum od siebie i przygotować się do zabiegu”? Ciekawe, jak robią tomografię serca?
-
To mi przypomina jak pewnemu delikwentowi odmówiono wydania dowodu osobistego. Nie dostarczył bowiem przepisowego zdjęcia z odkrytym uchem lewym. A tu jak raz utracił był to ucho (nie wiem gdzie, raczej nie w pojedynku bo epoka nie ta). No a że dura sed... itd. Powinny być jakieś specjalne dowody dla bezuchych z, nie wiem, odciskiem drugiego ucha?
-
Wasze się śmiejesz, a ja mam kolegę bez dwóch palców i jednej z rąk. Zawsze, żeby wjechać do USA, na odprawie wzywają "naczelnika", bo dopiero on może potwierdzić, że z braku palców nie można odebrać wszystkich odcisków.
-
No i racja. Dopiero naczelnik jest w stanie stwierdzić, że to czego nie widzi to rzeczywiście palce. Na niższych stanowiskach przecież można nie znać się na biologii. A wróg czuwa...
-
Na przykład można uznać, że u rąk nie ma palców od nóg, a to przecież nie przeszkadza w pobraniu 10 odcisków?
-
A można wozić palce w woreczku w celu złożenia odpowiednich odcisków? Widziałem gdzieś we Francji palec Innocentego któregoś w szkatułce, więc chyba się da. Chociaż z tego palca akurat to chyba tylko DNA można by było pobrać...
-
Kto wie, może Innocenty w ten sposób przygotowywał się do przyszłych formalności wizowych w USA? To tylko potwierdzałoby jego świętość...
-
Na razie jest dobrze. Szpitalny oddział ortopedyczny jest czysty, schludny, rżnięcie jutro. Pacjentów niedużo, może dlatego, że jak twierdzą pielęgniarki, od ubiegłego tygodnia nie pamiętają, żeby ktoś im zmarł. Jedyny zgryz, to ta kulejąca na lewą nogę siostra. Ma ostrogę stopy. Kulaniem straszy, ale po prawdzie nie jest tak źle, bo po przeczytaniu książki Grzesiuka chodzi prawie nago. Może jej powiedzieć, że tytuł, to „Boso ale w ostrogach”, a nie „Nago ale w ostrogach”?
-
Jak ładna to nic jej nie mów.
-
Kulawa ale w ostrogach?! Może hołubce z ciupagą wycinała :D
-
Ja wiedziałem, że tak będzie. Za miło, za ładne, za sympatyczne pielęgniarki (na czele oczywiście z kulejącą na lewą ostrogę Lady Godivą). To wszystko zmyła, fake i ułuda. Przed chwilą autorytatywnie kazali się umyć! Po całości! Fasiol wyobrażasz sobie, tak bez treningu? Moje tłumaczenie, że dzień przed przyjazdem myłem się dokładnie, a przecież od tego czasu nie było żadnego treningu, ani świąt, puszczono mimo uszu. Jedyny plus jest taki, że dali swój gel i swoją wodę. Dzięki temu tę, którą na wszelki wypadek wziąłem ze sobą chyba odwiozę do domu?
-
W życiu się nie kąpałem bez treningu. Skandal.
Trzeba było piłkę zabrać, pokozłować na korytarzu, porzucać do kosza na śmieci i wówczas mógłbyś spokojnie się umyć.
-
Ta, ale co z dwutaktem? Też wziąć ze sobą?
-
Nie dość że dziś rżnąć będą to jeszcze na głodniaka. Co za ludzie, no.
-
Przed spaniem jeść niedobrze.
-
Trzynastego w piątek o trzynastej. Jak ktoś lubi liczby.
-
A jakiegoś czarnego kota tam nie widzisz?
-
Trzynastego w piątek o trzynastej. Jak ktoś lubi liczby.
No tak, to i obiad przepadnie.
-
Cezariaaaaaaaaan! Pobudka!
-
Okazało się, że lekarze, a przynajmniej chirurdzy są jednak przesądni. Przesunęli zabieg na poniedziałek. sam nie wiem, czy się cieszyć, lepsza piątkowa, czy poniedziałkowa robota? Tylko tej kąpieli szkoda...
Jednak wydarzenia nie zwalniają tempa. Mój współspacz chyba nie będzie miał operacji, bo ma za wysokie ciśnienie. Popełnił błąd, zamiast spokojnie leżeć i odpoczywać, zadzwonił do żony i powiedział jej o ciśnieniu. Teraz boi się ciśnieniomierza i wcale się nie dziwię.
-
A ić ty. A już się nastawiłem na dziś na 13.
Mój współspacz chyba nie będzie miał operacji, bo ma za wysokie ciśnienie.
Ale ma za wysokie w nodze czy całym współspaczu?
-
On tak po rozmowie z żoną tylko, czy w ogóle?
Co do kąpieli, to nie wystarczy, że się już wykąpałeś? Drugi raz będą dla ciepie gorącą wodę grzać? Na bogato...
-
Co do kąpieli, to nie wystarczy, że się już wykąpałeś? Drugi raz będą dla ciepie gorącą wodę grzać?
Nie karzą dopłacać?
-
Na szczęście wybrałem NFZ.
Wyjaśniła się kwestia przesunięcia mojej operacji. Okazuje się, że lekarze wolą operować rano w poniedziałek, na poniedziałkowym kacu niż wieczorem w piątek na piątkowym głodzie alkoholowym. Przesympatyczna, choć ubrana i niekulejąca pielęgniarka potwierdziła, że zna operujących lekarzy, jak się wyraziła... "na wylot" i wolałaby być przez nich operowana w poniedziałek rano.
Nie gasną jednak echa pierwszej dzisiejszej operacji. Mój drugi współspacz, którego krojono jako pierwszego, miał operowane kolano. Hłe hłe operowane. W ruch poszły siekiery, łomy, piły, młotki i dłuta. Co znaczy jednak człowiek starszej daty? Powiedział, że nie chce znieczulenia, bo już ponad czterdzieści lat jest w małżeństwie i wszystko zniesie. „A znieczulenie oddajcie potrzebującym, najlepiej dzieciom, wszystko dzieciom”. Panie na oddziale zachwycone, a ja pozostając pod niesłabnącym wrażeniem bohatera, cieszę się, że jestem w związku dopiero niecałe 22 lata i znieczulenie mi jeszcze przysługuje.
-
Poniedziałkowy kac? Ciekawe w której sali będzie najlepsza impreza ;)
A może to wszystko przez te skoki???!!! Na pewno poszli pod Krokiew kibicować, operacje mogą poczekać...
-
I znowu w poniedziałek nie dadzą Ci jeść kombinatorzy, kurtka na wacie.
A może po konkursie skoków mają nadzieję na większą ilość pacjentów? Hurtowe operowanie taniej wychodzi?
-
A staw skokowy może poczekać...
Na szczęście wybrałem NFZ.
Znaczy się wszyscy na te twoje fanaberie się złożymy?
A, niech tam. Naści.
-
A dzięki, dzięki.
A propos połamanych,to warto wspomnieć, że szpital leży dokładnie naprzeciwko stoku narciarskiego na Nosalu. Nawet krąży tu taka opowieść, że ze złamaną nogą narciarze dojeżdżają do izby przyjęć o własnych (bez)siłach. Dopiero po tych z połamanym kręgosłupem wyjeżdża NFZ.
-
Oscypek na kolację?
-
Kawałek rybki po grecku, masełko i aż cztery kromki chleba!
-
Ma Bruxa rację, fanaberie.
-
Mój "prawy" współspacz miał operowany – co logiczne - prawy bark. Ponieważ całą noc zwijał się z bólu i dopiero nad ranem siostra miłosierdzia zaaplikowała mu morfinę, rzucił, przepraszam, zwrócił się do lekarza z pytaniami o powód cierpienia. Godzi się w tym momencie wspomnieć, że mój współspacz to stały klient tego szpitala, obie kostki, kręgosłup, lewy bar i już planuje kolejne operacje i endoprotezy. Odpowiedź chirurga byłą zaskakująca: jakby ktoś panu do barku wrzucił granat i dużo było roboty. Zaczęły się od razu domysły, co spowodowało takie uszkodzenia? Po wyeliminowaniu rąbania drzewa, gry barkiem w piłkę nożną i koszykówkę, pozostała tylko… nauka pisania. Kolega przyznał, że rodzice i nauczyciele zmuszali go w klasach 1-3 do kaligrafii i takie są skutki. A pisze i tak jak kura barkiem, to znaczy pazurem. Ponoć za ministra Czarnka to byłoby nie do pomyślenia.
-
Może leworęczny i go przestawiali na prawo z pisaniem?
-
A ja po swojej artroskopii przespałam noc jak suseł.
Po czym rano dostałam burę od pielęgniarki, że czemu jej nie budziłam.
-
A ja po mojej operacji kolana nie mogłem zrobić siusiu. ;D
-
A na pewno kolano ci zoperowali?!
-
Wszystko pięknie, ale prawy współspacz nie miał artroskopii tylko małą rzeźnię. I zapowiedzieli mu, że jeszcze do nich wróci.
-
A na pewno kolano ci zoperowali?!
Na pewno, tylko że zastrzyk w kręgosłup czasowo zepsuł mnie od pasa w dół.
Wszystko pięknie, ale prawy współspacz nie miał artroskopii tylko małą rzeźnię. I zapowiedzieli mu, że jeszcze do nich wróci.
Wydają karty stałego klienta?
-
On ma, jest tu chyba 8 raz, al nie lubi się powtarzać, za każdym razem coś innego. Mawia, że warto, skoro Mela płaci... :)
-
Po sobie, ale łatwo o pozytywy. Przyjechała pielęgniarka z zamiarem wykonania zastrzyku w brzuch naszemu współspaczowi z pociętym kolanem. Na szczęście poszedł do toalety, a my zgodnie wytłumaczyliśmy siostrze, która właśnie zaczęła dyżur, że kolega już pojechał o kulach do domu. I trzask prask i po wszystkim.
-
A nie mogłeś ty tego zastrzyku przyjąć? Awansem. S:)
MŚ w szczypiora oglądasz?
-
Niestety oglądam.
-
Mało że kąpać się karzą, serdelków nie ma, to jeszcze takie cóś musisz oglądać. 📺
-
Klamka zapadła. Nie było serdelków tylko jajko. No i wuje, to znaczy wieje. Jedna z przesympatycznych pielęgniarek twierdzi, że to halny, ale mamy wątpliwości, bo nikt z naszego oddziału nie ma myśli samobójczych. Ba, jeden wybiera się do domu i nie wie jak się ubrać: ortezę barkową na kurtkę, czy odwrotnie? Jakie są teraz trendy?
-
Tutaj też wieje, to prawie jak w szpitalu?
-
Ale nie masz myśli samobójczych?
-
Tutaj też wieje, to prawie jak w szpitalu?
A serdelki czy jajko?
-
Nie mogę, Maryla by mi nie wybaczyła!
Ale ta szaruga jest strasznie depresyjna...
Chyba jajecznicę zrobimy na drugie śniadanie :)
-
Jajecznica dobra na depresję, ale tu lekarze twierdzą, że alkohol lepszy.
-
I aplikują do obiadu???
-
W kroplówce?
-
Aplikują sobie. Dla dezynfekcji.
-
Ponoć aplikacja będzie w poniedziałek, co utrzymuje mnie w radosnym oczekiwaniu na operację.
-
To już 3ci dzień na tym podtrzymaniu, dzielny jesteś!
-
Jaki trzeci? Od ubiegłej niedzieli nie miałem dezynfekcji w ustach!
-
Ponoć aplikacja będzie w poniedziałek, co utrzymuje mnie w radosnym oczekiwaniu na operację.
No, naaplikują ci jak mi. Ciekawe czy siusiu łatwo pójdzie.
-
Ale toż kostkę mu będą operować?
-
Bez znieczulenia?
-
Cezarian!!! Pobudka! Już po wszystkim! Kosta nówka sztuka!
-
Po wszystkim już jest, ale chyba trzeba będzie wrócić, bo chyba kluczy zapomniałem.
-
Kluczy do czego?
-
Do domu.
-
Nasadowych?
-
Do domu.
No ale chyba cię wpuszczą z nową kostką???
-
Kostka stara, tylko sporo chudsza.
Nasadowych?
Nie, nasadowe do domu to ma moja mama, stare budownictwo. U mnie już nowe, imbusowe.
-
Śnieg pada, śnieg pada, cieszą się dzieci!
Co ciekawe, miejscowa pielęgniarka zadała niestandardowe pytanie: Co jest wcześniej Piotrków Trybunalski, czy Białystok? No to mówię: Białystok, bo na B.
Chyba zna alfabet, bo nie kwestionowała.
-
To pewnie było pytanie kontrolne, by sprawdzić czy kolega po operacji dobrze się czuje ;)
-
To tak jak w Stanach paramedycy sprawdzają stan pacjenta doprowadzonego do przytomności po jej utracie pytając kto jest aktualnym prezydentem. Co ciekawe, odpowiedź: No ten, ugh... popartą wymownym skrzywieniem też uznają za poprawną.
Podobno w Australii jak mieli kryzys rządowy na pytanie o nazwisko premiera uznawano za poprawną również odpowiedź: jeszcze dzisiaj nie czytałam gazety.
Ciekawa jestem jak u nas sprawdziłoby się pytanie o nazwisko rządzącego krajem S:)
Prezydent?
Premier?
Szeregowy poseł?
Ten <ev> Tusk, bo przez niego nasz rząd ukochany nic nie może zrobić, bo cały czas rzuca kłody pod nogi #winaTuska?
-
Adrian. Zaliczyłem?
-
Ciekawe, tak sobie pomyślałem, że w Nowej Zelandii pytanie o panią premier brzmiałoby: czy pani premier urodziła i co?
-
Długo tam jeszcze będziesz się wczasował, cały turnus?
-
Nic właśnie, jutro powrót.
-
Nogami? S:)
-
Do przodu? S:)
-
Nie, kulami do przodu. Nogę każą mi już częściowo obciążać. Mogę chodzi do WC, nie mogę na piwo. Sprzeczność, jak mam chodzić do WC bez uprzedniego pójścia na piwo?
-
Da się. :P
-
Proszę i to mówi ten, który nie mógł się wysikać po operacji kolana.
-
Bo nie poszedł na piwo?
-
Nie poszedł, jak go znam, nawet o tym nie pomyślał.
-
No jakoś nie. :D
-
Właśnie nie ma niemocy bez przyczyny :D .
-
I cały pobyt w szpitalu bez serdelków. Ktoś za to beknie?
-
Ani serdelków ani piwa? Skandal!
-
To nie jest ten sam NFZ co kiedyś. S:)
-
Wracaj na Podlasie, Fasiol już podgrzewa serdelki :)
-
Jodu po mnie jodu.
-
Oczadział? Pewnie gupi jasiek jeszcze trzyma ;)
-
Autem po niego jodu i wiozą serdelki. I piwno.
-
No i dopiero teraz nerwy. Ze szpitala mnie prawie wypisali, tylko został, a jak serdelki nie dojadą?
-
Nie denerwuj się bo przecież z nerwów to tylko choroby. Jednej operacji na ten tydzień wystarczy.
-
No i dopiero teraz nerwy. Ze szpitala mnie prawie wypisali, tylko został, a jak serdelki nie dojadą?
Twoja wina, że aż do zimy czekałeś w tym szpitalnym barłogu...
-
Dojechały, nawet steki. Nie są to jednak tanie rzeczy.
-
Z wołowiny Argentynskiej? No to nie są faktycznie.
-
To nie była wołowina z Argentyny tylko zza szkła.
-
Wczoraj kiedy na parkingu do auta Cezarian pakował ussę, kostkę i kule to cały oddział ortopedyczny stał w oknach i na pożegnanie wykonywał ćwiczenie, tak zwane Kaziki.
-
Na pewno. W nadziei, że już do nich nie wrócę.
-
Kaziuki to wiem, we Wilnie, ale Kaziki?
-
Od Kazików specjalistą jest Fasiol i jego Marylka, niech opowie.
-
To Cezarian górali nauczył tych Kazików?!
-
Jak nie jak tak. I mnie ongiś nauczył, Marylki dzieci też robią i takoż nazywają.
-
I myślą, że to przedwojenne ćwiczenia. Cokolwiek to oznacza w rozumieniu dzieciaków w szkole podstawowej?
-
Legenda którą stworzyłem na potrzeby tego ćwiczenia i którą Maryla przekazała dzieciom na nauczaniu zdalnym właśnie tak głosi.
-
Ale przed wojną też na zdalnej ćwiczyli?
-
Niewielu, tylko ci, którzy mieli internet. Głównie dzieci z rodzin ziemiańskich.
-
Z ziemiańskich to większość była na zdalnym. Część na zdalnym od szkoły bo mieli, za przeproszeniem, guwernera. Część na zdalnym od domu, bo do szkół z internatem posłani.
Co mi nadal nie wyjaśnia Kazików!
-
Co mi nadal nie wyjaśnia Kazików!
Cezariana pytaj, on ongiś wprowadził Kaziki do swojej i mojej rozgrzewki.
No dobra, to są Kaziki.
Tylko dlaczego Kaziki? :D
-
To dla Cezariana dobre ćwiczenie, nie nadwyręża kostki. No, może tę, na której się stoi. Ale jakby usiadł?
-
Kaziki?! Może Cezarki :D
-
Mela ma rację, ale mogę przecież ćwiczyć tylko na zdrowej kostce?
-
Czego to nie wymyśli współczesna medycyna? Ponoć uszy przekłuwa się niemowlakom, żeby zmniejszyć ból związany z ząbkowaniem!
-
No, podobno mózg może się kupić na jednym źródle bólu naraz. Ale żeby tak dzieci tyle miesięcy kłuć po uszach?
-
Teraz zrozumiałem, dlaczego w modzie jest obecnie noszenie tylu kolczyków w uszach! To nie moda, to konieczność walki z ząbkowaniem!
-
Żeby tylko u uszach. ::)
-
Sugerujesz, że niemowlakom przekłuwają pępki? W pępowinę?
-
I nos!
-
I może dalej nie ciągnijmy. Nie tylko za nos. ;D
-
Tymczasem, Cezarianu to chyba dali na NFZecie za darmo.
Znaczy - za nasze S:)
-
Jak to za wasze? Przecież wasze to za moje i Fasiola?
Faktem jest jednak, że dobrze mi się spało, tylko że mi zawsze dobrze się śpi...
-
Co za człowiek no, nawet podczas operacji suśił zamiast popatrzeć co mu robią. Ja tam na swoją se popatrzyłem.
-
Ja wolałem słuchać zza kotary. Po pierwsze lubię słuchowiska, po drugie, nie będę jako prawnik zaraz patrzył kto ma krew na rękach. To mogłoby chirurgów doprowadzić do drżenia rąk.
-
Mi mają żyły wypruwać - warto popatrzeć?
-
A to sam sobie w pracy nie wypruwasz?
-
W pracy już nie, lekarz zabronił ;)
-
Ciekawy zabieg. To w znieczuleniu? Będą Ci robić endoprotezę układu krążenia?
-
Na razie bałem się pytać o takie szczegóły...
-
My tu śmichy chichy a jak postępy w rekonwalescencji i rehabilitacji?
-
Jeśli o moje postępy pytasz, to słabo, walczę z zapaleniem po szwach. A u Tonego nie wiem, może lepiej? A i Mela na coś się uskarżała?
-
Ja na razie mentalnie się przygotowuję do tego prócia żył...
-
Jeśli o moje postępy pytasz, to słabo, walczę z zapaleniem po szwach.
A tak mniej więcej to owo zapalenie zmierza ku ugaszeniu?
-
Tak mówią, ale przez telefon nie są pewni, a jutro zobaczę się z miejscowym.
Tony, a na czym konkretnie te prucie będzie polegać? Fastrygowanie też?
-
Na okrętkę?
-
Może żaglowy?
-
Zależy ile zapłacisz...
-
Chcesz zarabiać na własnym rżnięciu żył? Ciekawy pomysł. ;)
-
No przecież nie będzie sobie żył wypruwał za darmochę.
-
Może i racja. Żyły ma tylko jedne.
-
No jak jedne? Mam żył od cholery i trochę!
-
Ale układ jeden!
-
My tu śmichy chichy a jak postępy w rekonwalescencji i rehabilitacji?
Mi miał wczoraj fachowiec obejrzeć miejsce ewentualnego zasadzenia nowego zęba. Myślałem o takim złotym, jakimi epatowali dawniej towarzysze radzieccy w TV, oczywiście jeśli ktoś miał kolorowy przekazior a kolory nie odjechały za bardzo w stronę zielonego, ale już po podaniu cen za zwykły odechciało mi się heheszkowania. A tu na 5 minut przed wyruszeniem - telefon. Pan Doktor otóż zachorował. Moja wypaczona wyobraźnia podsuneła mi że pani powie coś w rodzaju - No i potknął się, upadł i wybił kila zębów, już wstawiamy ale to chwilę zajmie, a w tle okrzyki - Nofef fo fa pef folerny!!! :)
-
Tak tak, implanty są tak drogie, że ponoć coraz mniej osób decyduje się na całopalenie.
-
Zakopiański szpital nie przestaje mnie zadziwiać. O ile znam go z dobrej strony od sal szpitalnych i operacyjnych, o tyle organizacja odwiedzin kontrolnych była mi obca. Rejestracja w rejestracji, oczekiwanie w poczekalni, wywoływanie wywoływaczami. Jednak... osobnik rejestrujący się przede mną dostał rozkaz od panienki z okienka, żeby na czas badania przez lekarza zdjął gips. Potem może Pan sobie znowu założyć, albo nie, stoimy na straży autonomii woli pacjenta, powiedziała panienka, choć, co wynikało z jej tabliczki identyfikacyjnej, nie panna.
-
A jak już ciebie wywołali i obejrzeli to co powiedzieli? Dwutakt kiedy?
-
Jeśli gips zdejmie to nawet trzytakt da radę!
-
Tylko że to już będzie błąd kroków.
-
Ba, powiedz to chirurgom...
-
Już im Cezarian przed operacją wytłumaczył. Najprawdopodobniej.
-
Nic nie powiedzieli, poza tym, że jak za parę miesięcy nie będzie boleć, to nie będzie, a jak będzie to trzeba kostkę wymieniać.
-
A jest tam jakaś młoda lekarka?
-
To we Wrocławiu, tam to raczej młoda góralka ;)
-
Nic nie powiedzieli, poza tym, że jak za parę miesięcy nie będzie boleć, to nie będzie, a jak będzie to trzeba kostkę wymieniać.
Uuu, to nie dwutakt, to nietakt...
-
Wiele dobrego można o wiadomym szpitalu powiedzieć, ale młodych lekarek tam nie widziałem. Zastępują je - przynajmniej jeśli chodzi o młodość - pielęgniarki.
A dwutakt po alloplastyce stawu skokowego ponoć ze względu na hałas się nie udaje.
-
...alloplastyce...
Matko! Ale pręty Harringtona mimo wszystko brzmią straszniej.
-
Nie tak strasznie, jak artrodeza, druga opcja, z gwoździami.
-
To ty teraz będziesz z aluminowymi ostrogami?!
-
Na razie nie, jest jeszcze szansa.
-
Trzymamy kciuki żebyś nie drapał parkietu.
-
No i za linie nie zaczepiał.
-
Jak zaczepiał? To wy tam sznurkami linie wyznaczacie???
-
Jak jak? Normalnie. :P Farba którą są wymalowane linie ma przecież swoją grubość. Zdarzało się każdemu z nas o takową zaczepić i wywalić.
-
Tony tak mówi, jakby się nigdy o linię na korcie nie zaczepił? Zwłaszcza w debla. Albo o siatkę, nawet piłką.
-
Jak jak? Normalnie. :P Farba którą są wymalowane linie ma przecież swoją grubość. Zdarzało się każdemu z nas o takową zaczepić i wywalić.
Aaa, to wy tam macie tenisowe linie! Teraz wszystko się zgadza :)
-
Upolitycznienie szpitali postępuje. Czekam z mamą do okulisty na oddziale szpitalnym, wychodzi lekarka i pyta jedą z oczekujący:
- Za kim pani jest?
- Ja? Za Pisem.
- Proszę przyjść po wyborach.
-
Ewidentnie miała kłopoty ze wzrokiem!
-
Może większy telewizor?
-
Pod hasłem: "Nie ma operacji bez rehabilitacji", udałem się na fizjoterapię. I oczywiście trafiłem w fantastyczne miejsce, gdzie co krok można cieszyć się wraz z otoczeniem swoimi niepełnosprawnościami. Bo jakże inaczej reagować na ostrzeżenie rozkolportowane w każdej kabinie, czy to z laserem, krioterapią, wirówką, polem magnetycznym, ultradźwiękami: „Pacjent do zabiegu powinien przyjąć pozycję rozluźniającą”? Oczywiście pytam obsługę, co to za pozycja, ale wszyscy albo twierdzą, że nigdy tej kartki nie czytali, albo nie wiedzą. I teraz…, czy pytać, jaka jest różnica pomiędzy pozycją rozluźniającą, a rozluźnioną? Może szkoda ludzi?
-
Masz przyjąć pozycję działającą rozluźniająco na obsługę?
-
Może być trudno trafić w do każdego, kilkanaście osób w różnym wieku, płci i rozeznania się we wszechświecie.
-
Masz przyjąć pozycję działającą rozluźniająco na obsługę?
Doświadczonej pacjentki to warto posłuchać!
-
Ja tylko rozbieram gramatykę!
-
Ja tylko rozbieram gramatykę!
Doświadczonej w... gramatyce to i warto posłuchać.
-
Dzisiaj na fizjoterapii rozpoczęcie nowego turnusu. Jak na wczasach, turnus to 2 tygodnie, ale inaczej niż nad jeziorem, tu jedynie 10 dni roboczych. Rozpoczęcie wygląda jak siódme plenum spółdzielni Zenun. Jako doświadczony pacjent patrzę na początkujące „koty” z politowaniem, niestety połączonym z wyższością. Wchodzę już wszędzie na hasło: „swój” i mogę obsługę w zasadzie bezkarnie denerwować, czyli zadawać pytania. A zawsze warto pytać. Okazuje się, że po pierwszych 1-3 dniach od rozpoczęcia, turnus zmniejsza się o ok. 30% wątpiących w powodzenie terapii. Radość fizjoterapeutów jest tym większa, że jedynie do 10% rezygnujących popełnia samobójstwo, co jest jednym z najniższych wskaźników w podlaskim NFZ.
-
To statystyka pierwszych trzech dni. A turnus ma 14, no, liczmy 10.
I co dalej? Krzywa rośnie?
-
Oczywiście, ale o tym wkrótce. Bębenek napięcia bije w rytmie chacha.
-
Bo jakże inaczej reagować na ostrzeżenie rozkolportowane w każdej kabinie, czy to z laserem, krioterapią, wirówką, polem magnetycznym, ultradźwiękami
Ech, łza się w oku... Całkiem sporo tych urządzeń wyszło spod mojej łapki pięć prac temu. Zdecydowanie "ulubiene" były te do magnetoterapii (no właśnie: nie ma tam gdzieś starego dobrego Magnotera D56A?) a to ze względu na znaczne występujące wewnątrz prądy. Ukułem nawet slogan: jednotki słabe uruchamiają lasery, prawdziwi mężczyźni wyłacznie D56. Było tak dlatego, że w zasadzie każde odstępstwo od procedury powodowało w sumie coś w rodzaju zwarcia przez tranzystory mocy i efektowną eksplozję tychże.
Aliści....
Istniał również sposób nazwany przeze mnie "kawaleryjskim" lub "kto przeżyje wolnym będzie". Niektórzy koledzy praktykowali. Sprawdzało się ogólnie stan wszystkich płytek, wykonywało wszystkie (a nie po kolei jak w ww procedurze) połączenia, zamykało oczy i podłączało zasilanie. Jeśli nic nie wybuchło było się dzień do przodu. Jeśli wybuchło - dwa do tyłu. Ot jak to mówią - rydzyk fizyk! :P
-
I teraz wprowadziłeś mnie w stan wewnętrznej rozterki, bo mam magnetoterapię. Wybuchnie, czy nie? na razie 7 razy się udało?
-
I teraz wprowadziłeś mnie w stan wewnętrznej rozterki, bo mam magnetoterapię. Wybuchnie, czy nie? na razie 7 razy się udało?
Raczej pochodzi, bez obaw. Sprawdź proszę z ciekawości jak nazywa się urządzenie? :)
-
Wybuchało razem z pacjentem czy bez?
-
Wybuchało razem z pacjentem czy bez?
Bez. Acz... Te późniejsze, "fail safe" (mowa o eksploatacji a nie uruchamianiu) wersje były oznaczone dodatkową literą A (D56A lub D56 A BL). D56 nie były takie znów całkiem bezpieczne i faktycznie potrafiły się zapalić bez wyraźnego powodu. W dodatku miały wentylator, taki jak w komputerach, który powodował że urządzenie efektownie zioneło dymem przez szczeliny obudowy. Znany jest co najmniej jeden przypadek, kiedy po takim zapłonie pacjent rzucił się do panicznej ucieczki z leżanki (magnetoterapia na ogół wiązała się z koniecznością wyciągnięcia się na tejże), ale potknął się o kabel i zarył twarzą w wykładzinę, mientki herbatnik.
Jak widać leczyliśmy również szokiem.
Los bywa czasami przewrotny: w niezapomnianym 2004 poznałem taki sprzęt z drugiej strony, jako że miałem przepisaną terapię polem magnetycznym na złamaną giczałę. Co ciekawe wykonano mi ją w przychodni "u mnie na wsi" - nawet nie wiedziałem wcześniej że tam jest coś takiego. A i tak mam wrażenie że bardziej pomógł kocur Bury który z poświęceniem całymi dniami na tej nodze (trzymanej wg zaleceń lekarza poziomo by nie robiły się skrzepy) siedział, dokładnie na złamaniu.
-
Siedział i magnetyzował.
Pamiętam jak złapałam zapalenie korzonków ale tych górnych (nawet nie wiedziałam, że takie są). Jak już wróciłam od lekarza to Inka najpierw zagoniła mnie wrzaskiem do łóżka, a potem zaczęła terapię podczerwienią i mikrowibracjami. Znaczy - położyła się przy bolącym ramieniu i włączyła mruczenie. Pomogło, przynajmniej objawowo, bo podczas seansu bolało wyraźnie mniej.
-
Ciekawe, kiedy NFZ zatrudni w opisanych przez was celach koty, a jeszcze ciekawsze, jakie będą terminy? 7 żyć kota nie wystarczy, żeby się na pierwsze spotkanie załapać.
-
Kinezyterapia. Brzmi tajemniczo, a nawet straszliwie i nic dziwnego. To już prawdziwa rehabilitacja, trzeba zasuwać. Ja walczę na krzyżaku od stopy, ale są tacy, co mają gorzej. Dzisiaj naprzeciwko przy stole siedziała pani w wieku dojrzałem, która lewą ręką układała piramidkę z pierścieni, potem ją rozwalała i tak w kółko. Potem, niby także w celach rehabilitacji połamanej dłoni kazano jej… otwierać konserwy dla personelu. Wyobrażacie sobie mój strach, macham kostką we wszystkie strony i tylko czekam, jak każą mi prawą, chorą stopą układać piramidkę. A ja jestem lewonożny!
-
A nire mógłbyś, w ramach rehabilitacji oczywiście, jej tę piamidkę kopnąć? Raz lewą a raz prawą nogą!
-
Nie, tu chodzi o rekonstrukcję więzadeł, a nie dekonstrukcję.
-
Tutaj jedno drugiemu nie przeszkadza, wręcz pomoże!
-
Rekonstrukcja przez dekonstrukcję? To ma sens! Wielu archeologów chyba wyznawało tę teorię.
-
Dzisiaj naprzeciwko przy stole siedziała pani w wieku dojrzałem, która lewą ręką układała piramidkę z pierścieni, potem ją rozwalała i tak w kółko.
Jakąś rehabilitację psychologiczną po tym ma już zaklepaną?
-
Chyba już za późno. Dzisiaj znowu siedziała ta sama pani, tym razem jako pan.
-
Ta psychologiczna rehab to by się bardziej koledze przydała, żeby nam całkiem nie zbzikował ;D
-
On się rehabilitantuje na forum, na łonie rodziny S:)
-
Tony, niestety, chyba już nic mi nie pomoże. Tylko dzięki Rodzinie jako tako funkcjonuję, ale żeby się leczyć, trzeba przede wszystkim chcieć!
-
Czyli depresja... Musisz wpaść w jak największą, Bruxa wie gdzie to jest, żeby się dobrze odbić od dna!
-
... ale żeby się leczyć, trzeba przede wszystkim chcieć!
No i trzeba mieć zdrowie.
-
I kasę!
-
Depresja? Nie ma mowy o depresji, może co najwyżej o dysgrafii.
-
Gdzie depresja? W Zakopanem?
-
W Zakopanem na Żuławach S:) .
-
To ty znowu w Zakopanem??? A Małysz ciągke skacze? ;)
-
A skąd? Przecież piszę o rehabilitacji, a nie o operacji? ;)
-
Kinezyterapia. Brzmi tajemniczo, a nawet straszliwie i nic dziwnego. To już prawdziwa rehabilitacja, trzeba zasuwać.
A jaaak! Wężykiem! Zawsze w tej kinezyterapii podobała mi się specyficzna klatka. Myślałem że to na pacjentów krnąbrnych - ale nie. To był UGUL, Uniwersalny Gabinet Usprawniania Leczniczego, a na oczkach klatki mocowało się rozmaite rozciągacze - naciągacze.
Choć w sumie to pierwsze zastosowanie też było możliwe....
Na "mojej" reha w 2004 przyuważyłem pewnego dnia jak niezwyczajna masa człowieków zasuwa na kinezie niczym w siłowni gdzieś na Nowej Hucie. Cóż się stało - spytałem mojej pani nadzorczyni. Pada to dziadki przyszły, oznajmiła. Jak jest słońce to mało przychodzą bo trzeba ziemniaki kopać. Ot dylematy młodej fizykoterapeutki na rubieży....
-
Coś w tym jest. Pisałem o spadku frekwencji nowego turnusu już dzień dwa po jego rozpoczęciu.
Jednak są i nowe wiadomości, choć nie z klatki, a z oczekiwania na klatę. Otóż krzyżakuję sobie moją nogę, a obok przysiadła starsza pani w oczekiwaniu, aż klatka się zwolni. No to co było robić? Rozmawiamy. Dyskusja, jak to zwykle na fizjoterapii niemal natychmiast zeszła na... spowiedź świętą. Zaczęła tłumaczyć, że nie chodzi do spowiedzi, bo już nie da sobie wmówić, że to wszystko to jej wina. Za długo jest mężatką. Ja opowiadam, że nie chodzę, bo na NFZ są ogromne kolejki, a prywatnie szkoda mi pieniędzy. Jednak i tak przebiła wszystkich przechodząca mimo fizjoterapeutka, która stwierdziła, że ma prawie zerową emisyjność grzechów, bo jej teściowa mieszka 500 kilometrów od niej. A dlaczego prawie zerową emisyjność? Bo codziennie dzwoni.
-
Ściemnia, słowa mogą ranić bardziej niż ręce...
-
Zgoda, ale teściowa rozmawia tylko z synem, a więc jej mężem. Wówczas, rzeczywiście, nosi to znamiona prawdopodobieństwa...
-
No chyba że tak, pewnie ksiądz im tak poradził?
-
Pewnie doradził teściowej. Fizjoterapeutka twierdzi, że dobra teściowa to powinna mieć dwie cechy: 600 kilometrów odległa i 3 metry wgłąb.
-
Ojojoj, z tymi metrami to przegięła...
-
Wie, dlatego (nie)cierpliwie czeka.
-
My tu śmichy-chichy a to poważna sprawa:
Różnego rodzaju połączenia w naszym ciele mogą zaskakiwać. Chociażby to, jak zaciśnięta szczęka wpływa na miednicę i co się wtedy dzieje. Gdzie kumulują się konkretne emocje i co fizjoterapeuta może powiedzieć o naszym stanie psychiczno-emocjonalnym po spojrzeniu tylko na naszą sylwetkę?
O tym już w trzecim odcinku podcastu "Wzór na zdrowie" opowie fizjoterapeutka Paulina Milczarek. Zaprasza Gabi Darmetko.
Co ma żuchwa do miednicy?
Sprawdźcie tutaj 👉 https://radio357.pl/twoje357/audycje/wzor-na-zdrowie-tylko-w-twoje-357/
-
Słuchałeś? Coś ciekawego? Ja boję się takich opowieści, bo i tak wcześniej czy później się okaże, że nie mogę pić alkoholu i jeść mięsa.
-
Nie słuchałem, też się boję...
-
A może być jeszcze gorzej, usłyszę, że kontuzja mojej kostki to kwestia psychiczna, ba psychiatryczna? Może mam słabą psychikę miednicy, co wpływa na zły stan psychosomatyczny stawu skokowego prawego?
-
Zrobisz jak chcesz ale... może psycholog bardziej ci pomoże niż rehabilitacja?
-
Przecież wiesz, że stawiam tezę, że na psychologa jest już za późno. Ewentualnie do psychologa mogę pójść, jak wrócę z opery.
-
Zakończyłem, przynajmniej na razie, turnus fizjoterapii. Ja wiem, że Tony uważa, że źle trafiłem i zamiast ćwiczyć kostkę powinienem raczej umawiać się z psychologiem, czy jeszcze gorzej. Jednak pamiętajmy, że to jest służba zdrowia i leczy się nie to, co ci dolega, ale, co akurat jest dostępne. I proszę, na koniec macie najlepszy przykład na potwierdzenie tej tezy. Wchodzę na salkę gimnastyczną, a tam fizjoterapeutka rzuca średnich rozmiarów piłeczkę pacjentowi do aportowania. Niezależnie od tego, że głupio to trochę wygląda, jak podstarzały pan biega po salce za piłeczką, wycierając wszelkie możliwe kąty, to najdziwniejsze, że on nie miał problemów z nogami, tylko z rękoma. A w NFZ wszystko pasuje.
-
Nie rozumiem, co w tym dziwnego - to było przecież dobre ćwiczenie na ręce?
-
Teoretycznie tak, ale on piłeczkę przynosił w zębach... Może rehabilitacja zalecona rzez ortodontę?
-
Ale chodził na 2 nogach czy normalnie jak pies?
-
Watro podejrzeć jak robi siusiu. S:)
-
Generalnie na dwóch, ale w kątach i pod sprzętami musiał się schylać.
Nie wiem, jak robił siusiu, bo w męskiej przebieralni nie wolno robić.
-
Postanowiłeś zakończyć turnus zanim turnus cię wykończy?
-
Przeciwnie, to ja wykończyłem turnus. Teraz koniec zabawy i trzeba poszukać rehabilitacji.
-
Zacznij od szukania piłeczki ;)
-
A żebyś wiedział, są ćwiczenia na piłce. Ale ja mam ortodoncję w porządku.
-
NA piłce? To pewnie na okrężnicę..
-
Na okrężnicę? Blisko. Staw skokowy jest blisko okrężnicy.
-
Blisko??? Oj ci chirurdzy z Zakopanego to dziwnie cię poskładali...
-
Przecież mówiłem, że znakomici ortopedzi! Nawet namówiłem koleżkę z problemami z suchym kaszlem, którego nie może się od lat pozbyć. Jedzie do nich.
-
Może zlot tam zrobimy? Też mam parę rzeczy do poskładania ;)
-
Tam bardzo łatwo zlecieć. Z Nosala.
-
Tam bardzo łatwo zlecieć. Z Nosala.
Może będzie jak raz odśnieżone?
-
To wtedy trudniej zlecieć... 0>[
-
Rehabilitacji ciąg dalszy. Dzisiaj byłem u człowieka, który o bólu w stopie wie wszystko! A przynajmniej o jego zadawaniu.
-
Blisko??? Oj ci chirurdzy z Zakopanego to dziwnie cię poskładali...
Eee dlaczego. Jadąc swego czasu do zimowej stolycy i tak dalej*) zaczałem czytać przydrożne bilboardy czemu sprzyjał ogromny korek zaczynający się juz w Krakowie (a tak naprawdę pewnie i pod Tczewem). Dość szybko doszedłem do wniosku że w zasadzie w Zakopanem mogą z każdego zrobić Nowego Człowieka. W sensie medycznym, nie sowieckim: są tam po drodze reklamy Klinik Wszystkiego: stóp, rąk, skóry, twarzy, włosów, jelita, mózgu - OK może przesadzam z tym ostatnim. Trzeba tylko mieć piniondzorki....
*) Ja nawet lubię Zakopane byle w nie za dużej dawce. Jest tam w sezonie tak dużo kitschu że.... ma to jakiś perwersyjny urok :P
-
Rehabilitacji ciąg dalszy. Dzisiaj byłem u człowieka, który o bólu w stopie wie wszystko! A przynajmniej o jego zadawaniu.
Też uważam, że najlepsi rehabilitanci to musi co są po szkole w Bieczu.
-
Blisko??? Oj ci chirurdzy z Zakopanego to dziwnie cię poskładali...
Eee dlaczego. Jadąc swego czasu do zimowej stolycy i tak dalej*) zaczałem czytać przydrożne bilboardy czemu sprzyjał ogromny korek zaczynający się juz w Krakowie (a tak naprawdę pewnie i pod Tczewem). Dość szybko doszedłem do wniosku że w zasadzie w Zakopanem mogą z każdego zrobić Nowego Człowieka. W sensie medycznym, nie sowieckim: są tam po drodze reklamy Klinik Wszystkiego: stóp, rąk, skóry, twarzy, włosów, jelita, mózgu - OK może przesadzam z tym ostatnim. Trzeba tylko mieć piniondzorki....
*) Ja nawet lubię Zakopane byle w nie za dużej dawce. Jest tam w sezonie tak dużo kitschu że.... ma to jakiś perwersyjny urok :P
Mózg to właśnie z powodu owego specyficznego uroku wypierze ci Zakopane gratis.
He, he, gratis...
Swego czasu zjadłam tam na Krupówkach najdroższą jajecznicę w życiu. Ale to był jedyny obiekt gastronomiczny w okolicy otwarty zanim cepry się wykopały z pościeli, więc mieli zbójnickie prawo monopolu.
-
Blisko??? Oj ci chirurdzy z Zakopanego to dziwnie cię poskładali...
Eee dlaczego. Jadąc swego czasu do zimowej stolycy i tak dalej*) zaczałem czytać przydrożne bilboardy czemu sprzyjał ogromny korek zaczynający się juz w Krakowie (a tak naprawdę pewnie i pod Tczewem). Dość szybko doszedłem do wniosku że w zasadzie w Zakopanem mogą z każdego zrobić Nowego Człowieka. W sensie medycznym, nie sowieckim: są tam po drodze reklamy Klinik Wszystkiego: stóp, rąk, skóry, twarzy, włosów, jelita, mózgu - OK może przesadzam z tym ostatnim. Trzeba tylko mieć piniondzorki....
*) Ja nawet lubię Zakopane byle w nie za dużej dawce. Jest tam w sezonie tak dużo kitschu że.... ma to jakiś perwersyjny urok :P
A juści racja z tymi bilbordami, trudno ich nie zauważyć, nawet wyjątkowo nie stojąc w korkach. Nawet przez chwilę zacząłem się zastanawiać, czy zamiast kostki nie poprawić sobie twarzy, ale potem spojrzałem w lusterko samochodu i odetchnąwszy doszedłem do wniosku, że nie. Kostka bardziej rzuca się w oczy. Może dlatego, że popatrzyłem w lusterko wsteczne?
-
Powiem Wam, że wczorajszy rehabilitant to jednak wyjątkowy fachowiec. Nie tylko od zadawania bólu. Ledwo wczoraj miałem pierwszą wizytę, a już w nocy znaczna poprawa. Prawie całą noc śniło mi się, że nie kuleję!
-
Psychologiczna rehabilitacja przyszłością medycyny?
-
Ba, pomyślałem, że jakbym nie wstawał z łóżka to w ogóle bym nie kulał!
-
Ba, pomyślałem, że jakbym nie wstawał z łóżka to w ogóle bym nie kulał!
Czasem się sprawdza czasem nie. Łóżko bywa bardzo niebezpieczne i nie mam tu na myśli tych rzeczy. Podczas pewnej imprezy wstałem z łóżka - ba nawet wpełzłem pod nie by (czegóż to się nie robi dla dam) poszukać zaginionego kolczyka a gdy znalazłem to właścicielka omal nie wsadziła mi szpilki. I to nie w sensie humorystyczno - ironicznym a zupełnie dosłownie obcasa w oko.
-
Może dlatego, że zamiast patrzeć w dół i szukać kolczyka, z jakiegoś niewiadomego powodu chciałeś popatrzeć w górę?
-
No właśnie się zdziwiłam, że w oko. Spod łóżka czy innej kanapy zwykle czym innym do góry się wychodzi.
-
Może dlatego, że zamiast patrzeć w dół i szukać kolczyka, z jakiegoś niewiadomego powodu chciałeś popatrzeć w górę?
...takie podejrzenia zaraz. Z zupełnie wiadomego!
-
Mam chociaż nadzieję, że było warto...
-
Czego to się człowiek nie dowiaduje podczas rehabilitacji. Miewam obecnie masaże mojej niesfornej kostki, którą zajmuje się pewna przesympatyczna pani, zadeklarowana entuzjastka wizyt domowych i wspinaczki dzieci. Okazuje się, że jako fizjoterapeutka najchętniej zajmuje się pacjentami z alzheimerem. Po prostu, oni najczęściej zapominają, że już raz zapłacili za zabieg.
-
I może się za wnuczkę albo policjanta wielokrotnie podać. To znaczy do wyczerpania zasobów pacjenta.
-
Nie, pani fizjoterapeutka jest osobą moralną. Nie weźmie więcej, niż trzy razy, bo tyle ma dzieci.
-
Człowiek wraca w objęcia NFZ-tu i od razu jest ciekawie. W miejscowym USK (Uniwersytecki Szpital Kliniczny) mam zabiegi fizjoterapeutyczne – magnetoterapię, laser, krioterapię. Wszystko pięknie, ale jak się lasera nie dowiozą, to fizjoterapeutka w zamian leje wosk. Mówi, że to nie tylko pomaga, ale można powróżyć. Dla przykładu ona lubi sprawdzić, kiedy wyjdzie za mąż i tak od 40 lat, bo tyle pracuje w gabinecie.
Co ciekawe, w gabinecie obok, podczas magnetoterapii, kazali mi zdjąć zegarek z kostki, boją się, że będzie wskazywał czas moskiewski.
-
I depilacja kostki gratis?
-
I depilacja kostki gratis?
X-25?
-
Woskiem, pisał przecież. Obawiam się, że bez znieczulenia, skoro na NFZ...
-
E tam woskiem. Taka depilacja X-25 jest definitywna i ostateczna.
-
Depilacja x-25 nie wchodzi w grę, bo jest jednorazowa, a ja mam 10 zabiegów.
-
No dziesięciu nóg raczej nie masz? Chyba, że pakiet przechodzi na rodzinę...
-
Chyba na rodzinę żony, mojej będzie za mało.
-
Co ciekawe, w gabinecie obok, podczas magnetoterapii, kazali mi zdjąć zegarek z kostki, boją się, że będzie wskazywał czas moskiewski.
W cewce Magnotera zachodzą dziwne zjawiska. Kolega bardzo się cieszył gdy obserwował jak na oko z 10x przyspiesza wsadzony w nią zegarek. Jednak po którymś kolejnym razie zegarek w ogóle przestał chodzić. W sumie logiczne: po prostu w przyspieszonym tempie się zestarzał i zużył!!!
-
Może maszynista z zegarka - jak w starym dowcipie - zmarł?
-
Fizjoterapia to przede wszystkim dialogi, bo przecież coś trzeba robić, jak przesympatyczna praktykantka zamraża ci kostkę? Wdaliśmy się więc w dyskusję na temat kwiatów i alkoholu. Najpierw ustaliliśmy, że ona uwielbia otrzymywać kwiaty. Krok dalej i już wiem, że jej chłopak bardzo lubi alkohol, a jakby nieco mniej kwiaty. Przypadek? Idziemy dalej, moja rozmówczyni oczywiście uważa, że powinna od chłopaka otrzymywać kwiaty, także, a może nawet przede wszystkim, bez okazji. Dziwne? Chyba nie? Zdziwiła się dopiero, jak ja zapytałem, kiedy ostatni raz wręczyła swojemu ukochanemu alkohol bez okazji, choćby przysłowiowy kufelek piwa? Nigdy, naprawdę?
Żeby nieco załagodzić niezręczne milczenie przeszedłem na temat mniej trudny: imiona dzieci. Nie wiem dlaczego, nie chciała uwierzyć, że w ubiegłym roku najbardziej popularne w Polsce imię nadawane noworodkom płci żeńskiej to Konstantynopolitaneczka?
-
Też bym nie uwierzył... Mam nadzieję, że następnym razem przyniesiesz jej kwiaty zamiast takich fakenewsów?
-
Tulipany!
-
Jak przyniesie mi alkohol...
-
...politańczykiewiczówna.
-
...politańczykiewiczówna.
Zgoda, ale to chyba córka Konstantynapolitaneczki?
-
No przecież o imionach dla dzieci mowa?
-
Czyli mamy zgodność. Jednak była to zgodność, z którą nie do końca zgadzała się fizjoterapeutka (na marginesie, ładne imię dla dziewczynki).
-
Nie ma dnia bez fizjoterapii, nie ma fizjoterapii bez afery. Dzisiaj, jak w zasadzie codziennie, trafiłem na praktykantkę, studentkę fizjoterapii, która wyraziła ochotę, wróć, chęć przeprowadzenia na mojej kostce zabiegu krioterapii. Dla porządku musieliśmy zapytać mamę, to znaczy dyżurną, starą fizjoterapeutkę.Ta wykazała się leninowską czujnością pytając studentkę, czy potrafi? Tu wtrąciłem się mówiąc: tak, pani opowiadała mi, że ćwiczyła z dużym powodzeniem zamrażanie członków w kostnicy. Kończyny były zimne jak lód, a nikt się nie skarżył. Śmiechu było co niemiara, ale faktem jest, że dzisiaj już tej studentki nie było. A szkoda…
-
I po co ci to było, wystraszyłeś..
-
To nie jest tak, że na fizjoterapii mam, ekhm, styczność, tylko ze studentkami. Jedna z fizjoterapeutek, specjalistka od lania wosku zamiast magnetoterapii, opowiedziała mi już prawie wszystko o remoncie domu – za ile, gdzie, jakie materiały, obejrzałem zdjęcia przed i po. Ba, wiem, że jej mąż trenował zapasy, a jej teść był nawet wicemistrzem Polski. Na szczęście zmarł. Wiem, że za dwa miesiące idzie na emeryturę, a także, że ma córkę. Co więcej, nasza bohaterka zagroziła mężowi, że albo będzie córka, albo ona odmówi współżycia. Wysłuchując się z coraz większym zaciekawieniem w te historie, chyba niepotrzebnie zapytałem, czy na emeryturę odchodzi z powodu wieku, czy dlatego, że musi?
-
Nie samą fizjoterapią człowiek żyje. Jest jeszcze rehabilitacja. Mam ćwiczenie polegające na zakładaniu na stopę gumy i ciąganiu kończyny w różne kierunki. W poniedziałek poprosiłem przesympatyczną rehabilitantkę, chyba praktykantkę, czy mogę dostać gumę… A jakże, zapytała, w jakim kolorze. To mówię: niebieską, bo chyba najlepiej pasuje mi do koloru oczu? Chyba, że… pani uważa, że po weekendzie mam jeszcze czerwone i w takim kolorze guma będzie bardziej pasować. Niestety, we wtorek już praktykantki nie było.
-
O smak nie zapytała? Truskawkowa, balonowa...
-
Rozumiem, że masz na myśli dowcip z gumkami smakowymi i gotowaniem kompotu? Nie, nie zapytała, ciekawe skąd wiedziała, że ja nie umiem gotować?
-
Dzisiaj podczas krioterapii znowu powiało chłodem. Przesympatyczna praktykantka widząc moją kostkę zapytała, dlaczego jest taka spuchnięta. No to zacząłem tłumaczyć, że to nie opuchlizna, tylko już taki urok mojego stawu skokowego, który zabiorę ze sobą do grobu.
- Po co takie mroczne myśli - pyta z tajemniczym uśmiechem, równocześnie mrożąc mnie, nie wzrokiem, ręką z instrumentem…
- Zaraz mroczne, przecież wszyscy umrzemy – odpowiadam.
- No tak, ale może do tego czasu odetną panu nogę – kończy już z rozbrajającym uśmiechem.
Pewnie jutro jej nie zobaczę…
-
No nie wiem, wygląda że trafiła ci się wreszcie godna terapeutka :)
Tylko dbaj o nią!
A najlepiej podeślij ją tu do nas...
-
Prawdziwie Poszepszyńskie poczucie humoru u panienki praktykantki.
-
- No tak, ale może do tego czasu odetną panu nogę – kończy już z rozbrajającym uśmiechem.
Trochę się pogubiłem.... Na pewno nie było to na planie np Misery 2?
-
Ze wstydem przyznaję, że nie znam, ale jeśli chodzi o rehabilitację kostki, to rzecziście rozpocząłem trzeci sezon.
-
Z fizjoterapią jest jak z postępem, postępuje. Dlatego warto posłuchać ludzi, którzy mają w rękach nasze życie i zdrowie. Na przykład taka niewinna ciekawostka usłyszana z ust mojej masażystki. Okazuje się, że jak pacjent bezobjawowo umrze podczas masażu, to orientuje się, że nastąpił zgon, bardziej na skutek pierwszych objawów stężenia pośmiertnego, niż pierwszych objawów stygnięcia.
-
Nasza powszechnie znana i szanowana koleżanka tłumaczka (ponoć potrafi mężowi wszystko wytłumaczyć) miała wczoraj j zabieg gastroskopii. Rura w przełyku i dalej, łzy w oczach, brak tchu i oddechu, odruchy wymiotne i uspokajający głos pielęgniarki, proszę się nie rzucać, proszę myśleć o czymś przyjemnym!
-
A nie opowiadała o czym wtedy pomyślała?
-
Dużo jest przyjemnych rzeczy do pomyślenia. Np jak Real Madryt w 120 minucie dogrywki po samobóju przegrywa finał ligi mistrzów.
-
Dużo jest przyjemnych rzeczy do pomyślenia. Np jak Real Madryt w 120 minucie dogrywki po samobóju przegrywa finał ligi mistrzów.
I o tym można myśleć podczas gastroskopii! Tylko o czym przyjemnym myśleć podczas, ja wiem, amputacji stopy? Prawej rzecz jasna, bo lewej szkoda.
-
Wszędzie są problemy z rehabilitacją, nie tylko w NFZ-cie. Żona masażysty, który prywatnie próbuje „coś” wyciągnąć z mojej kostki jest co nieco zazdrosna. Oczywiście, rozumie, że mąż pracuje z mięsem, ale ona nie życzy sobie, żeby on masował kobiety. Tak, wiedziała wychodząc za mąż, ale już wtedy sobie ale i innym kobietom jeszcze bardziej nie życzyła masowania, tylko o tym nie mówiła. Biedny chłopak rada w radę, „dobrowolnie” podjął zobowiązanie, że masować będzie tylko mężczyzn. I wszystko pięknie, ale od czego jest zakup kontrolowany? Żona przebrała się, ucharakteryzowała i jako anonimowa klientka trafiła do niego na stół. Teraz żąda rozwodu z JEGO winy, bo masaż mogłaby mu jeszcze wybaczyć, ale tego, że jej nie rozpoznał? Nigdy!
-
Oto skutki zaniedbania dysleksji. Trzeba było zawczasu sprawdzić, czy to masarz czy masaż.
-
Za to masarz ma ciągle brudne ręce, żeby nie powiedzieć we krwi. Też niedobrze.
-
No nigdy nie przypuszczałem, że tyle się nachodzę po lekarzach! A wszystko dlatego że nie jestem obłożnie chory..
-
A widzisz! Jedyny na nich sposób to humor.
Wczoraj na przykład miałem mój trzeci dzień mojego drugiego pobytu na fizjoterapii i trzeci dzień pierwszej wirówki wodnej. Co ciekawe, niby wakacje, a szwęda się mnóstwo praktykantów, w stadach po 8-12 osób. Wiec przedwczoraj zarządzająca tą grupą fizjoterapeutka przełożona, wysłała ze mną dwóch praktykantów, żeby przygotowali hydromasaż - naleli wodę, włączyli, po wszystkim wodę spuścili. Wiem, że to nie są dla nich łatwe sprawy i chłopaki byli przejęci. Toteż następnego dnia przed zabiegiem pytam rzeczoną fizjoterapeutkę, czy woda dzisiaj może być słodka, a nie słona jak wczoraj? Fizjoterapeutka łapie się za głowę, bo już mnie trochę zna, ale kątem oka widzę "moich" praktykantów ze spłoszonym spojrzeniem i słyszę ich konspiracyjny szept: "to ta woda była słona"?
-
Zmarnowali słoną wodę spuszczając ją. Małosolne mogli nastawić.
-
Ot młode, niedoświadczone. A to na dodatek była woda na kościach, no kostkach, ale zawsze ;)
-
Trochę w tym mojej winy, bo mówiłem, że mi tam wszystko jedno słona, czy słodka, tylko jak się pije słona wodę to jest słona...
-
To ten masaż jest połączony z degustacją wody?! Rety, all inclusive ;D
-
Bo jak dobrze żyjesz z obsługą to nawet podczas hydromasażu kostki pozwolą ci się wody napić. Nie wiem, czy to podczas jogi (zwanej jogibabu) jest możliwe? Mela?
-
Może można? Tylko to pewnie jest woda słona, z solą himalajską.
-
Jak joga w wodzie, to czemu nie? Zwłaszcza przy staniu na głowie trzeba uważać.
I teraz przełożona się pewnie zastanawia, czy do tej wody na kostkach nie dodać jeszcze kostek cukru, skoro pacjent sobie życzy na słodko...
-
I wszystko już jest jasne w temacie słonej lub słodkiej wody do hydromasażu. Okazuje się, że zgodnie z grafikiem: poniedziałek woda słodka ciepła, wtorek woda słona zimna, środa woda słodka zimna, czwartek woda słona ciepła, piątek, woda dla niepełnosprawnych.
-
To jutro będziesz? ;)
-
Naturalmą!
-
A mineralna gazowana kiedy?
-
Gazowana nie musi być, bo i tak robią bąbelki (nie bombelki).
-
A mineralna gazowana kiedy?
Z sokiem malinowym?
-
Wyjaśniło się, w piątki nie woda gazowana, nie z sokiem malinowym, tylko specjalnie dla niepełnosprawnych z najwyższym stopniem niepełnosprawności i najstarszych emerytów, z Morza Martwego
-
Z Morza Martwego?! Może lepiej jutro odpuść...
-
A potem do końca życia będzie mnie NFZ ściągał?
-
Wczorajsze, weekendowe wydarzenia tylko potwierdzają, że każdy szpital jest fascynujący. Kolega tak nieszczęśliwie skrobał ryby, że przejechał się po palcu, więc zawijamy mu rękę w kokon i jedziemy do szpitala do Olecka. Przed nami jedna osoba plus jakiś starszy człowiek, którego wożą w tę i z powrotem na łóżku. Najpierw z jakiś powodów nie chcieli go przyjąć w prosektorium, potem więcej szczęścia miał w gabinecie rtg, a godzinki lecą. Siedzimy spokojnie w poczekalni, krew przestała się lać, nuda. To tradycyjnie czytam sobie tablicę z ogłoszeniami. Na głos mówię do kumpla: nie jest dobrze, tu wiszą same nekrologi! Ale nie denerwuj się to wyłącznie nekrologi lekarzy! Mój towarzysz mnie zna, więc tylko się uśmiechnął, ale pani która była przed nami, zerwała się z krzesła jak oparzona i wybiegła. Dzięki temu przesunęliśmy się w kolejce i uratowaliśmy palec. Można?
-
Może mieliście szczęście i akurat byłą lekarką?
-
Właśnie, to by wyjaśniało jej zachowanie! A ja głupi myślałem, że informacja, że tylko lekarze umierali ją uspokoi...
-
Najwyraźniej postanowiła przejść na terapię cura te ipsum.
-
Nowy turnus rehabilitacji nowe przygody, aż się chce chodzić. Idę, a może lepiej powiedzieć, podążam na hydromasaż. Siedzi panna praktykantka i widząc mnie pyta: „A pan na”? „A jaka ja tam panna” - odpowiadam – „To tylko te siwe włosy mnie tak odmładzają”. Tak się przejęła, że nalała mi wodę 31 stopni, ale powiedziałem jej, że z rumieńcem, który ma na twarzy to będzie 38-40 stopni. Pewnie już więcej jej nie zobaczę?
-
Siwe włosy na kostce?
-
Po leniuchowaniu na fizykoterapii zawsze przychodzi czas harówki na Sali do ćwiczeń. Ale warto, bo nawet nie w dzień targowy takie słyszy się rozmowy. Pacjentka do rehabilitanta: - Proszę mi powiedzieć, czym mam bardziej ruszać biodrami, czy „bokami”?
Rehabilitant:
- A to już musi pani męża zapytać.
Pewnie już go nie zobaczę?
-
Męża?
-
Męża nieciekawym.
Wczoraj na rehabilitacji powiało prosektorium. Zmierzam do szatni i spotykam salową, która ciągnie ogromny czarny worek. Skojarzenia są więc oczywiste:
- Człowiek? Komuś nie wytrzymało serce podczas rehabilitacji? – pytam.
- Na szczęście nie, to tylko praktykant, nie zaliczył egzaminu ruchowego.
-
W ramach jakże odświeżających zabiegów rehabilitacyjnych prym wiedzie hydromasaż kostki, a w zasadzie obu, bo odbywa się to hurtowo. Postęp zresztą jest, bo jeszcze nie tak dawno, żeby w pełni wykorzystać potencjał NFZ-u, z jednego urządzenia musiały korzystać jednocześnie dwie osoby, co było tyleż ciekawe, co niewygodne. Obecnie pełna kultura, siedzę sobie w wannie, czy jak to w moim wypadku, mając na uwadze wzrost, na wannie. Ba, nauczyłem się nawet po wszystkim spuszczać wodę. Jednak ciągle coś robię nie tak. Ostatnio podchodzi do mnie pani praktykantka i pyta: - Pan nie ma ręcznika?
- Nie.
- Dlaczego?
- Wie pani, nawet nosiłem, ale on po wytarciu nóg robi się mokry…
Pewnie już więcej jej i ręcznika, choćby papierowego, nie zobaczę?
-
Nóg, powiadasz...
Miałam tu tego nie wrzucać, ale skoro temat używania ręcznika, że tak powiem, wypłynął S:)
-
Niezłe, choć w pewnym sensie kamień mi spadł z serca, że apel jest, jak rozumiem, z szatni męskiej...
-
Laser to nie tylko gwiezdne wojny, ale także proza fizykoterapii. Zabieg prosty, łatwy i przyjemny, bo tylko człowiek leży, a te 4 minuty jakoś się wytrzyma bez zrobienia afery. Tylko, czy na pewno? Wczoraj gdy wzmiankowany laser zapiszczał na koniec zabiegu, pojawiła się przesympatyczna praktykantka mówiąc znajomym głosem:
- Już po wszystkiem.
Wówczas głośno i długo wypuszczając powietrze, pytam, czy mogę już oddychać? Wywołało to konsternację naszej młodej fizjoterapeutki:
- To pan nie oddychał?
- Nie, pani koleżanka powiedziała, że mam na czas zabiegu wstrzymać oddech – odpowiadam.
Stopień zdziwienia, przynajmniej sądząc po powiększonych oczach rośnie:
– To pan nie oddychał przez cały zabieg?
- Tak, ale to przecież tylko 4 minuty. Wie pani, jaki jest rekord świata na bezdechu?
- Tak, słyszałam, ponad 20 minut.
- Zgadza się, 24 minuty i 36 sekund. A wie pani, kto pobił ten rekord?
- Nie mam pojęcia.
- Jedna dziewczyna podczas nocy poślubnej.
Atmosfera tak się rozluźniła, że już nie dociekaliśmy, czy rekordzistka wstrzymywała oddech bo była dziewicą, czy dlatego, że nie była. Ustaliliśmy natomiast niedowołanie, że podczas hydromasażu nie będę musiał wstrzymywać oddechu. Dobrze, bo to 15 minut, a ja jestem już po nocy poślubnej.
-
Może by kolega to powyższe nagrał? Może nawet razem z Bruxą? I wysłał do Czarnej Heleny!
-
Ja mogę wstrzymać oddech.
-
Masz w tym wprawę?!
-
Masz w tym wprawę?!
Chodzi Ci o czytanie na bezdechu? Mela?
-
Czytanie? Dwadzieścia parę lat po nocy poślubnej to już może nie pamiętam szczegółów, ale czytanie?
-
Laser to nie tylko gwiezdne wojny, ale także proza fizykoterapii.
Proza proza. Wspominałem zdaje się iż w czasach słusznie zamierzchłych pracowałem w firmie produkującej takie urządzonka? Początki były trudne. Kolega własnie skonstruował prototyp aplikatora laserowego na podczerwonej diodzie o impulsie co prawda tylko 200 ns ale rowijającej w te nanosekundy jakąś sporą moc - boda 120W czy coś takiego. W każdym razie potrafiła porządnie oparzyć gdy się jej (tylko na chwilę...) zatkało wylot paluszkiem. Wzmiankowany prototyp nie budził respektu - tworzył generalnie sporego pająka opartego na liniach zasilania, kolega słusznie założył bowiem że miniaturyzacją i upychaniem do ołówkopodobnej obudowy zajmie się póżniej. W każdym razie urządzenie prawie działało i wtedy napatoczył się nasz Prezes:
- Dzień dobry chłopaki! Jak leci! O co pan tam ciekawego robi panie Marku?
- To prototyp aplikatora laserowego.
- Coś takiego, działa?
- Działa... to znaczy na małym zasilaniu działa a teraz powoli je zwiększam do nominalnego i mierzę temperaturę bo nie wiem czy ta planowana obudowa odprowadzi...
- No ale czemu powoli? Pan dokręci blaszkę i od razu go! Zresztą moment. Puść no mnie pan tu. Oscyloskop podłączony do zasilania tak?
- Tak ale ostrożnie, zwiększenie powoduje też wydłużanie impulsu i trzeba będzie przelutować rezystor...
- To się przelutuje.. O... tak... No i mamy to! Tak...
(Dioda i kilka rezystorów puściło efektownego dżina)
Y... Panie Marku?
- Tak?
- Mamy jeszcze jedną taką diodę?
(Tu trzeba wspomnieć iż w niezapomnianym 1999 taka dioda kosztowała jedyne 1200 PLN.)
- Nie mamy panie prezesie.
- Yhy. Hm. No tak. Trzeba zamówić. Dwie. Najlepiej dwie. Ten egzemplarz na targi zróbcie tak żeby tylko pikał. W ogóle to muszę lecieć. Do widzenia!
-
Ciekawe i co, egzemplarz pikał na targach?
-
Ciekawe i co, egzemplarz pikał na targach?
Na szczęście chociaż to działało :P
-
Pierwszego września to nie tylko powroty do szkól, ale także nowy turnus rehabilitacyjny! I oczywiście, się zaczęło. Przesympatyczna praktykantka, która uruchamiała mi hydromasaż twierdziła nawet, że chyba mnie pamięta, co potwierdzały szeroko rozszerzone z przerażenia źrenice. Było jednak baaardzo spokojnie. Zapytałem ją tylko, czy wie, że kiedyś, w dawnych czasach, jak jeszcze nie byłem siwy, to wirówka do hydromasażu stóp była ręczna? Tu przyczyna rozszerzenia źrenic zmieniała się ze strachu na zdumienie, a jak dopowiedziałem, że właśnie z powodu ręcznej obsługi hydromasażu, na studia fizykoterapii przyjmowano tylko mężczyzn, zdumienie przeszło w niedowierzanie i chyba pewne oburzenie. Widząc ewolucję źrenic pomyślałem, że pewnie się już nie zobaczymy.
-
A nie powinna być nożna? Pacjent sam by napędzał, mechanizmem analogicznym do tego w rowerze wodnym.
-
I to jest ciekawe pytanie do ewentualnej kolejnej praktykantki: czy wirówka nożna to także ręczna?
-
I będę siedział. Dwie godziny, ponieważ wracza zarządził mi krzywą cukrową na dziś. No to siedzę.
-
To i tak łagodny wyrok.
-
1/4 już odsiedziałem.
-
A za co siedzisz?
-
Wiadomo, za niewinność ;D
-
Słabego papugie miałem i muszę do siedzieć.
-
Ja bym Ci chociaż w zawiasach załatwił.
-
Jakoś tak mi laikowi się skojarzyło, że w zawiasach to w dybach!
-
Leci jakoś. Pół wyroku za mną.
-
Może pisz wspomnienia?
-
Pod celą, pod celą, wspomnienia się mielą. Tu Rawicz, tam Wronki, dwie godziny rozłąki.
-
Odsiedziałeś?
I jaki dalszy wyrok?
-
Pewnie coś będzie musiał płacić...
-
Nic właśnie. Za darmo posiedziałem.
.
-
Jasne, że za darmo. Ty będziesz musiał płacić. Grzywnę. Na leki, albo cóś.
-
Ta, za darmo. Na koszt społeczeństwa!
-
Czyli chamstwo w państwie z mojej strony?
-
A jak? Jesteś prywatnie ubezpieczony, chodzisz prywatnie do lekarza? Wtedy masz jeszcze jakąś szansę.
-
Prywatnie robię co pół roku zastrzyki w kolana, a to nie są tanie rzeczy. Ujdzie?
-
Chyba żartujesz? Już dawno powinieneś przestać uprawiać ten ekstremalny sport bo narażasz podatnika, że będzie płacił za Twoją rehabilitację. Tak, jak płaci za moją!
I pamiętajmy, że składki zdrowotne, które płacimy zawsze idą na pokrycie kosztów leczenia innych i odwrotnie. Taki jest system!
-
To ja już nie powiem, za co w tym roku płaci za mnie podatnik...
-
Ten podatnik to musi być bardozo majętny żeby tak za wszystkich płacić...
-
Tak sobie pomyślałam, że za mnie w tym roku i tak płaci mniej niż zwykle...
A co dopiero, jak przejdę na emeryturę!
-
Ten podatnik to musi być bardozo majętny żeby tak za wszystkich płacić...
Tylko dlatego, że rząd nie ma żadnych swoich pieniędzy.
-
Dzisiaj rehabilitacyjna ciekawostka małżeńska. Przesympatyczna fizykoterapeutka wdała się ze mną w dyskusje małżeńskie i, co oczywiste, opowieści o swoim pożyciu. Okazało się, że ma do męża pretensje, że jest od niej o 6 lat starszy i tak ją wychował, że ona nie ma jak go wychowywać.
-
To wreszcie zaczynam łapać, po co są te różnice wieku w małżeństwie...
-
Ja także nie narzekam na różnicę wieku.
-
I ja. Maryla jest starsza ode mnie. 19 dni. ;D
-
To rzeczywiście za wiele do powiedzenia to Ty nie masz?
-
Nic a nic. Morda w kubeł Fasiol.
-
Bożesz... a to tylko 19 dni!
-
Co to by było, jakby moja była ode mnie starsza???!!!
-
Twoja jak twoja, ale Gonzowa...
-
Tu jest akurat spokój, żadna z jego żon nie mogła i nie była od niego starsza.
-
Zaraz, zaraz... A to nie było tak, że Gonzo zakochał się we własnej matce Edycie, a następnie ją poślubił? A matka to raczej jest starsza od syna.
Na dowód swojej wielkiej miłości wybudował dla niej potężny ziggurat w mieście Ur nazwany od jej imienia Kompleksem Edyta? Niestety gliniana tabliczka z dedykacją dla matki nieco się zatarła i opacznie została współcześnie odczytana jako Kompleks Edypa.
Czyż nie tak było?
-
W zasadzie tak, tylko różnica jest taka, że rodzice Gonza byli od niego znacznie młodsi, jeśli w ogóle byli, bo wypowiada się na ich temat niechętnie i w formie szczątkowej/
-
Czyli coś z tą Edytą może być na rzeczy... Chociaż może to nie była matka tylko kuzynka?
-
Co to się porobiło. Jeden z moich licznych szwagrów miał w piątek zawał. Na szczęście karetka dojechała w porę. Trwały oczywiście w rodzinie niskich lotów spekulacje, że szwagier zawału dostał specjalnie, żeby w sobotę nie jechać na lotnisko po brata emigranta, który przylatywał w odwiedziny. Jednak ja nie o tym, bo wątek, siłą rzeczy szpitalny. Otóż jak po dwóch dniach przerzucili zawałowca z OIOM-u na zwykły oddział okazało się, że najsympatyczniejsza i najdowcipniejsza pielęgniarka ma zakaz wstępu na OIOM. To po niemiłych doświadczeniach, bo opowiada tak dobre dowcipy, że pacjenci na oddziale intensywnej terapii, a co gorsza aparatura podtrzymująca im życie, nie zawsze są na nie przygotowani i, co tu kryć, były straty w ludziach i w sprzęcie.
Aż korci, może położyć się na ten oddział i sprawdzić kto zacz? Tylko serca szkoda, jak okaże się, że opowiada gwoździe?
-
Ty się nigdzie nie kładź, Ty przychodź się wykąpać.
-
Skoro jej tam nie wpuszczają to chyba nie ma sensu się nadwyrężać?
-
Nie tyle o OIOM-ie myślałem co o "zwykłym" oddziale...
-
Ba, ale czy tam tak wpuszczą bez przejścia przez OIOM? Kolejki teraz takie, że albo ty nie doczekasz, albo pielęgniarka zdąży przejść na emeryturę.
-
Pozostają tylko dwie możliwości. Albo znajomości, albo po wyborach Polska się zmieni. Tylko nie wiem, która z tych możliwości jest cudowna? Bo oczywiście, że naturalna droga na oddział kardiologii to przez OIOM.
-
Żeby prawnik nie znał żadnego lekarza?
-
Jednego zna. Tego od nogi.
-
Mówisz o tym, który mi nogę załatwił? Do tego nie pójdę, nawet jakbym miał zawał.
-
Myślałem o tym spod Nosala.
-
Tam wieje.
-
Zastanawiam się, czy nie powinniśmy założyć wątku weterynaryjnego? Przecież psychiatrzy są potrzebni wszędzie?
(https://img.joemonster.org/images/vad/img_69301/ffebe22e1d61d4a758481516292fab2a.jpg)
-
Wierzcie nie wierzcie, ale rehabilitacja jest jak wiersz Brzechwy: Na straganie w dzień targowy takie słyszy się rozmowy. A najciekawsze są masaże. Obiekt lub obiekta leży na łóżku otoczony parawanami, ale jego/jej głos drąży ciszę przerywaną stękami ćwiczących. Tak było i tym razem, kiedy masowana przyznała się krzycząc do masującego: „Mama zawsze mi mówiła: Nie krzycz podczas seksu, bo wszyscy będą wiedzieli, że jestem twoją matką”. Ja wszystko rozumiem, ale nie dałoby się tego powiedzieć po cichu?
-
Może na tym łóżku masażerskim w danej sytuacji jeszcze nie doszło do seksu?
A porada dotyczy zachowania umiaru w natężeniu dźwięku tylko podczas tego ostatniego.
-
To myślisz, że mama naszej bohaterki słynęła z cichych okrzyków?
-
Przy masażu?
-
Zostawmy intymne szczegóły.
-
Ciekawe, czy to był ten sam lekarz, czy dwóch?
(https://img.joemonster.org/mg/albums/122023/main_14_witny_doktor_pom_g_ka_demu.jpg)
-
Psychologia w domu i przy pobieraniu krwi?
(https://img.joemonster.org/images/vad/img_70073/26cf9445227a29cb13ee12c01df987bc.jpg)
-
A właśnie! Też mi pobrali w tym tygodniu. Bez braw proszę, ja tam lubię igły.
Jedna z moich 2 diet po 3 miesiacach od piątku jest mniej restrykcyjna. Mogę czasem boczek z patyka, ta druga dieta zostaje że mną na zawsze.
-
Ja też nie mam nic przeciwko igłom.
A ta druga dieta to jaka? Znowu coś Marylka wymyśliła?
-
Ta druga to dieta na nietolerancję cukru. Hipoglikemia.
Fajna dieta bo między innymi co 3 godziny muszę jeść.
-
W nocy też? To jak niemowlę?
Z tym boczkiem to w sam raz na święta.
-
Tak około 21 ostani raz. W nocy mam wolne na szczęście, mogę suślić.
-
Prawdą jest, że nigdy nie wiemy, kiedy zapuka do naszego życiowego domu szczęście i miłość. Nigdy także nie wiemy, jak to się skończy. Wiemy jednak, że im człowiek starszy, tym bardziej należy uważać na kontuzje z miłości. Tak stało się z naszą szczęśliwie zakochaną sześćdziesięcioletnią koleżanką. Już pół roku po poznaniu nowego chłopaka-równolatka czeka ją operacja biodra. Dlaczego? Chłopak niby nowy, ale technika ułożenia nóg inna.
-
Tak to bywa zanim się dopasuje nowy sprzęt.
-
To teraz będzie potrzebny inny chłopak, rehabilitant ;)
-
To teraz będzie potrzebny inny chłopak, rehabilitant
Zaraz inny, po prostu drugi?
-
Chłopak niby nowy, ale technika ułożenia nóg inna.
Aaaaaleee.... cały czas rozmawiamy o rehabilitacji. Prawda?
Prawda??!!
-
Oczywiście, przecież po operacji rehabilitacja biodra także jest potrzebna?
-
Z doświadczenia kolegi z wymienionymi dwoma biodrami - trzeba zacząć trenować jak najszybciej się da 😉
-
Zgódźmy się jednak co do tego, że mężczyznom z wymienionymi biodrami łatwiej?
-
Zwłaszcza, że organ nieużywany zanika.
-
Zwłaszcza, że organ nieużywany zanika.
No ale to nie tak od razu, pokoleń trzeba... Swoją drogą zastanawiam się jakie organy - potem zanikłe - mogli mieć moi praszczurowie ... Widzenie w nocy które stało się zbędne wraz z wynalezieniem pochodni?
-
Kość ogonowa? Zależy, jak bardzo cofamy się w tak zwane wstecz do tyłu? Byliśmy przecież i gadami i płazami i rybami, mogliśmy utracić jajożyworodność? A "z czasów współczesnych", to sadząc po naszych małpich krewniakach: kciuk w stopie, o wiele dłuższe ręce niż obecnie, owłosienie, kły?
-
No jak - to ty nie masz owłosienia ani kłów???!!!
-
Że o długich rękach nie wspomnę?
Z tymi pokoleniami to nie wiem, ale po kontuzji zakończonej operacją to dobre pół roku ciężkiej pracy się zeszło zanim odbudowałam do stanu poprzedzającego unieruchomione mięśnie. Tak. że ten...
-
Tony, a Ty "od razu" chciałbyś nie mieć kłów i włosów? Trochę się jednak różnimy od takiego neandertalczyka, chociaż mamy jego geny?
Co zaś do mięśni nie używanych, to moja prawa łydka nadal, pomimo ćwiczeń jest coś z 2 cm w obwodzie mniejsza od prawej. Tak to jest, jak się nie ma psa.
-
Ale ćwiczenie "pies robi siku" możesz.
-
Oby nie ćwiczył kopania psa...
-
Oby nie ćwiczył kopania psa...
Jak Ty mnie znasz... Jednak przypominam, że psa nie trzeba od razu kopać, czy jak mawiał Jaroszyński "karcić nogą". Można przecież bawić się z nim kręcąc nogą, za którą lata nasz milusiński. Oczywiście i tak kończy się to zawsze znamiennym: "puść te nogę"!
-
Co zaś do mięśni nie używanych, to moja prawa łydka nadal, pomimo ćwiczeń jest coś z 2 cm w obwodzie mniejsza od prawej. Tak to jest, jak się nie ma psa.
Prawa łydka mniejsza od prawej? Myślałam, że jak to napisał jegomość pan Waligórski "jak jedno oko masz gorsze to drugie zapewne masz lepsze"...
Ale ćwiczenie "pies robi siku" możesz.
To ładnie. A "kot się myje"?
Bo z "koń kuleje" nie powinno być problemu?
-
Racja, mogę mój niewybaczalny błąd skomentować takim dowcipem:
Mówią, że Kutuzow nie miał jednego oka, ale to nieprawda!
Kutuzow miał jedno oko...