Tak sobie myślę, że w zasadzie powinniśmy założyć wątek o wydarzeniach rodzinnych. Nie w sensie, że NASZ Wątek, ale rodzin naszych znajomych, współpracowników. Jednak trochę szkoda multiplikować wątki, więc może tu, tym bardziej, że chodzi o naszą powszechnie znaną i lubianą koleżankę, specjalistkę od lichtensteinczyków w domu. Otóż wykazała się ona dzisiaj wyjątkową zdolnością adaptacji klasyki piosenek Kabaretu Starszych Panów do własnej sytuacji rodzinnej, związanej z koniecznością zaproszenia teściowej do opieki nad chorą córką (Hasło: chodź, mam chorom curke).
Cały dzień podśpiewywała na znaną nutę:
Teściowa, nie cieszy, nie cieszy, gdy jest,
Lecz kiedy je nima
Samotnaś jak pies.
A my cieszyliśmy się, że śpiewała co prawda przez zaciśnięte zęby, ale głosem spokojnym i łagodnym, zupełnie nie lichtensteinskim. Trudno oddać atmosferę ogólnej empatii i szacunku dla mamy swojego męża, jaka wytworzyła, dość, że nasza powszechnie znana i szanowana kierowniczka sekretariatu, która już jakiś czas temu doprowadziła do ostatecznego rozwiązania kwestii swojej teściowej, po raz pierwszy siedziała z wilgotnymi oczami, tylko z cicha pokasłując przez łzy.