U nas wydarzenie, bez przesady po prawniczemu bezprecedensowe. Jak wiadomo, nasza powszechnie znana i szanowana koleżanka skrzypaczka spodziewa się dziecka, to znaczy na razie męża. Okres zaręczeństwa jest trudniejszy niż jej się wydawało, bo nie tylko trzeba nosić pierścionek, nie tylko zapraszać gości, ale na dodatek musi jeździć do teściowej. Poddenerwowana całą sytuacją w niedzielę postanowiła pokazać swojemu chłopakowi celnikowi, że co prawda przyjęła pierścionek akcyzowy, to znaczy zaręczynowy, ale nie oznacza to jeszcze, że do ślubu nie może się rozmyślić. Zawzięła się, wzięła… i wrzuciła pierścionek zaręczynowy do zlewu, a że zlew bez sitka, pierścionek od razu wleciał do syfonu. Co się chłopak namęczył, zanim wyjął? Bezprecedensowość całego wydarzenia polega jednak na tym, że koleżanka wrzuciła swój pierścionek zaręczynowy do zlewu… zaręczynowego swojej teściowej, zlewu, który ciągle, po tylu latach spełnia pierwotnie przewidzianą mu zaręczynami rolę. To się nazywa następstwo pokoleń! Przecież, co tu kryć, zlew zaręczynowy jest praktyczniejszy od takiegoż pierścionka?