U nas w Kancy radosna wiadomość. Żona naszego pracownika wczoraj urodziła córkę. W związku z tym, że szczęśliwy ojciec był dzisiaj rano na rozprawie, z miejsca pogratulowałem… koleżance, która siedzi razem z nim w pokoju, znanej i lubianej specjalistce od lichteinstańszczyków w domu. O dziwo, była bardzo zdziwiona, dlaczego akurat jej gratuluję i musiałem przypomnieć, że przecież także ma córkę. W tej sytuacji moje pytanie, czy uważa, że powinniśmy celebrować tylko „nowe” córki z miejsca stało się retoryczne. A dalej dyskusja potoczyła się już w temacie smutnej refleksji o dyskryminacji mężczyzn w Kancy. Bo przecież, jak wczoraj żona kolegi położyła się na porodówkę, to jej mąż musiał pracować i podobnie dzisiaj, żona w łóżku z dzieckiem, a mąż w pracy. Tu nasza koleżanka od lichteistańszczyków całkowicie się zgodziła, przypominając, że ona w dniu porodu, a nawet dnia następnego nie była w pracy, do dzisiaj sama nie wie, dlaczego.
A mówiłem, że mamy świetny personel?