Od dłuższego czasu, w ramach szeroko pojętej edukacji prawnej, tłumaczę naszym przesympatycznym pracownicom, że najlepsze, najważniejsze zdanie, które mogą powiedzieć swoim mężom to: „Przepraszam kochanie, pomyliłam się, to już się więcej nie powtórzy”.
Nie ukrywam, idzie opornie, musimy każdego tygodnia odtwarzać wiele scenek inscenizacyjnych i umoralniających. Co ciekawe, w pracy panie nie mają już oporów ani przed kochaniem, ani przed przeprosinami, ani przed przyznaniem do pomyłki, a nawet z zapewnieniem nieretroakcji. W domu, to co innego.
Jednak stało się! Pierwsza nasza pracownica w ogromnym stresie, niemal dławiąc się łzami wstydu i upokorzenia powiedziała do męża w ubiegły piątek (na wszelki wypadek uprzednio wysłała półtorarocznego synka do babci): „Przepraszam kochanie, pomyliłam się i wczoraj wysłałam do sądu pismo, które zatytułowałam „załącznik do protokołu” zamiast „zarzuty do opinii biegłego”, to się już więcej nie powtórzy.” A on nie tylko nic nie rozumiał, ale nawet się nie ucieszył i jej nie pochwalił.
Kobiety nie mają łatwo.