Nie ma dnia bez wydarzenia. Wczoraj nasza koleżanka, młoda (niegdyś) mama w trakcie wykonywania czynności służbowych najwyższej wagi, odebrała telefon od niani zajmującej się jej młodszą (ok. 2,5 lat) córką. Niania z oburzeniem informowała, że są przed przejściem dla pieszych i dziecko kategorycznie odmawia przejścia na drugą stronę ulicy. Od słowa do słowa, zresztą słów coraz bardziej emocjonalnych, nasza pracownica powiedziała, że przyjedzie po córkę, jak tylko skończy pracę. Niania przymocowała więc dziecko dla bezpieczeństwa na krótko do jakiejś latarni. I teraz pojawiają się pytania. Co to za niania, która nie potrafi sobie poradzić z przejściem dziecka przez ulicę, a więc z czynnością, z którą radzi sobie pierwsza lepsza kura? I jak to jest, że nie przekonała dziecka do przejścia, a przekonała, żeby 4 godziny czekało na matkę – za przeproszeniem – pod latarnią?
A o tym, jak dziecko jest spokojne i cierpliwe najlepiej świadczy fakt, że matka po pracy najpierw pojechała na kawę z koleżanką, a dopiero potem po spokojnie oczekujące na nią dziecko. I nic nikomu się nie stało!
Tylko, gdzie teraz znaleźć dobrą nianię?