U nas niecodzienna sytuacja. Kilkunastoosobowa narada u jednego z klientów. 6 osób z Warszawy, wiceprezes zarządu, zewnętrzny inżynier projektu. Omawiamy usterki, które ujawniły się w pewnym krematorium. Hiszpanie bronią się, że to nie oni są odpowiedzialni, a kontrahent niemiecki. Spotkanie trwa już dobre dwie godziny, gdy nasza koleżanka z kancelarii skarży mi się, że jej zimno. „Bo panowie mają marynarki, a ja tylko koszulkę”, zauważa. Popatrzyłem na nią wnikliwie i mówię: „To może załóż jeszcze biustonosz”?
Zaprawdę, rzadkie są chwile, gdy kobieta nic nie mówi, a jedynie patrzy, ale każdy mężczyzna natychmiast zdaje sobie sprawę, że po stokroć wolałby, żeby coś powiedziała. I tak było tym razem, oj było…
Jednak poszperała w torebce, coś znalazła i wybiegła do toalety. Po chwili wróciła i usiadła z nami. Po około godzinie pochyla się do mnie i szepcze: „Nic nie pomogło, dalej mi zimno”! „Bo założyłaś tyłem na przód”, odpowiedziałem.
Następnego dnia złożyła wypowiedzenie z pracy. Przyjęliśmy. Nie będziemy przegrzewać i zaciemniać Kancelarii tyko dlatego, że ktoś nie potrafi prawidłowo założyć biustonosza i i chce pracować po ciemaku, żeby nie było widać, że jej bluzki prześwitują.
Na wszelki wypadek, dla reszty personelu ustawiliśmy grafik cyklicznych szkoleń.