To w takim razie coś a'propos tego co napisał Cezarian:
Kolega jeszcze za dawnych słusznie minionych czasów wyjechał na stypendium na uniwersytet gdzieś pod Władywostok. Przeżył tam wiele przygód, z których dzisiaj jedna:
Tak gdzieś po 3 miesiącach od przyjazdu dostał wezwanie na milicję. Przestraszył się bardzo, bo kręcił się tam trochę po okolicy ze studentami na nartach, a Władywostok tuż, tuż... A na milicji zaraz go w obroty: Przyjechaliście, jesteście, a żony nie zameldowaliście. Będzie kara. On na to, że żona w Polsce, on tutaj na stypendium, wymiana doktorantów itp. Oni swoje - żony nie zameldowaliście, a jest obowiązek. Kara będzie. On dalej swoje o żonie w Polsce, wymianie, stypendium itp. Oni swoje o ukrywaniu żony, nieprzyznawaniu się do tego, jeszcze większej karze. Kolega zaczął już widzieć w swojej przyszłości białe niedźwiedzie, kiedy w końcu się dogadali - po prostu milicjantom nie przyszło do głowy, że może tak być, że gość jest trzy miesiące poza domem i żona do niego nie dojechała, bo u nich jest taki przepis. Przyjęli więc całkiem słusznie z ich punktu widzenia, że przyjechała, a on jej nie zameldował...