Ale że co, prawdziwe czarownice tam mieli? Czy jednak nadal mowa o udawaniu?
Lubię czasem podczytywać, co tam słychać w metodyce prowadzenia zajęć za wielką wodą. Jeden z podejrzanych (sic!) scenariuszy zajęć dotyczył właśnie osławionego Salem.
W skrócie - pani nauczycielka zapowiedziała dzieciom, że w tajemnicy rozda każdemu karteczki, na których stoi, czy są czarownicą, czy nie. Potem dzieciaki miały się podzielić na grupy, pilnując, żeby do swojej grupy nie dopuścić żadnej czarownicy. Po kilkunastu minutach, kiedy już doszło do rozmaitych scen gorszących, ostracyzmów i wymuszeń zeznań, ukonstytuowały się podejrzliwie łypiące na siebie grupki.
Wtedy prowadząca powiedziała, żeby wszystkie "czarownice" podniosły ręce, dla sprawdzenia skuteczności wykonania zadania. Żadna ręka się nie podniosła.
Na zarzuty, że "bo pani zepsuła zadanie, bo jak to, żadnej czarownicy w klasie nie było", skwitowała: A TAM BYŁY?!?
A dalej już normalna dyskusja z podsumowaniem. Ciekawe jakie NaCoBeZU im wyszło...