Szynka to było nic w porównaniu z [BACZOŚĆ!] Tortem Weselnym [spocznij]. Tu nie zakończyło się na pirotechnice lokalnej (tryskające iskrami rury zamiast świec). Tort podano na zewnątrz*, w rotundowej altanie nakrytej kopułą zdobną w złote kasetony, aby godnie uświetnić ten wiekopomny moment fajerwerkami
______________________
* Powiedziałabym, że w ogrodzie, ale ogród przewidziano chyba w następnej transzy inwestycyjnej. Na razie jest wzmiankowana kopuła na korynckich kolumnach, oczko wodne, kaskada, świątynia dumania i Partenon w budowie. A wszystko to na klepisko-ściernisku, służącym jednocześnie za parking. Polska szkoła planowania i architektury krajobrazu. Bardzo zresztą zharmonizowana z wnętrzami. Całe wesele piłam za zdrowie architekta i dekoratora. Nieustannie. Za miernik obrałam sobie szczególnie malowniczy fryz z gołąbkami na Sali Bankietowej i ustaliłam, że odstawię kieliszek, jak przestanie mi na jego widok oko wypadać. I już, już, prawie wprawiłam się w upragniony stan, gdy na Sali Balowej wpadł mi w oko fresk z Ułanem i Dzieweczką. I dawaj apiać od nowa... Trunków na szczęście było do woli.