Jeśli wzrok ci nie szwankuje, to powinieneś jeszcze rozpoznać Grzegorza.
Wizyta jak najbardziej pozazdroszczenia godna, chociaż wolałabym, żeby w części degustacyjnej nie poili nas mętnym fuzlem, wciskając kit, że to prawdziwe, żywe piwo, dla koneserów. Prawdziwe piwo poszło do butelek i na chłonny latem rynek. I parę z tych butelek aktualnie chłodzi się w Dufałkowej piwniczce.
Z wynalazków wzięłam tylko pieprzowe, zrobiło piorunujące wrażenie już na węch.
Polotmave, cześć jego pamięci, zostało na browarnym bruku, kiedy własną piersią ocaliło resztę towarzyszy gdy oberwały się ucha od firmowej siatki. Na dnie było, bo pierwsze wybrane. Przewodnik, na ten tragiczny widok, aż jęknął.
Poza tym paleta od tmavego do klasycznej jasnej dwunastki, w tym jakiś rocznicowy specjał, czternastka. Reszta owocowych i innych smakowych została uznana za abominację. Chociaż współwycieczkowicze kupowali garściami. Wielka jest jeszcze potrzeba edukacji w narodzie
Edit: można zwiedzać indywidualnie, jedyne 150 Kcs, tylko jak samodzielnie wrócić?