Oj, tak. Wiadomy translator zdaje się działa zasadniczo i tak via angielski, czyli tłumaczy sobie z języka źródłowego na angielski i z angielskiego na docelowy, co czasami można wyłapać po specyficznych kalkach.
Natomiast bardzo dawno już się nie bawiłam w "Hobbit, czyli tam i z powrotem". Taki sport polegający na przepuszczeniu tekstu przez kilka tłumaczeń i powrocie na finale do języka źródłowego. Porównanie wersji początkowej i końcowej tekstu to kiedyś potrafiła być zacna rozrywka. Nie wiem, jak teraz.