Na ogólne życzenie
przedstawiam mrożące krew w tętnicach wydarzenie z ostatniego treningu.
Zachodzimy sobie otóż jak zwykle na trening, który ma się rozpocząć o 19.30. A tutaj – zgroza! Cała sala gimnastyczna wypełniona dzieciakami w wieku lat kilku (Gozno w tym wieku był jeszcze przed wielkim wybuchem). Okazuje się, że nie dość, że mają tak zwany nabór, to jeszcze prowadzący casting zapomniał się i „zaklepał”, zajęcia do 20-tej!
Ooooo!! No tego to już było za wiele! Najbardziej doświadczony spośród nas i najbardziej wygadany obok Gonza (ten jednak milczał, gdyż tradycyjnie już nie zależało mu na popularności) - Fasiol wystąpił z krótką filipiką, tłumacząc, co myśli o ludziach nie szanujących czasu innych, a co gorsza mimo czarnego pasa w karate, używającego żywych tarcz z dzieci będących przecież przyszłością narodu.
W każdym razie poczekaliśmy do 20-tej i w momencie, kiedy przebrani weszliśmy na salę pojawił się dwuosobowy patrol policji sprowadzony przez jednego ojca, który przerażony bardziej od swojego syna zaczął opowiadać, jak plugawych słów użył Fasiol w jego obecności.
Nie zmąciwszy swego oblicza najmniejszym niepokojem (pewnie dlatego, że założył już stabilizatory na kostki, kolana, łokcie, kręgosłup i niektóre części twarzy) Fasiol wytłumaczył spokojnie pani policjantce, że nie tylko nie jest imigrantem, ale także nie używał inkryminowanych mu słów.
Jak nas było 10 chłopa, ochoczo potwierdziliśmy, że denuncjator jest prawdopodobnie osobą niedosłyszącą. I tak Fasiol nie raczył się wyrazić „skur**syńskie tumany”, a wyraźnie powiedział „skumbrie w tomacie”, mając zresztą (co jasno dodał), podobnie jak Gałczyński na myśli całą scenę polityczną, a nie tylko partię rządzącą. Nie krzyczał także „małe pier**lce ku*wa wasza mać”, tylko kilkakrotnie, choć może nazbyt dosadnie „macierz mitochondrialna” mając na myśli nie tylko fakt, że dziećmi na sali opiekowali się niemal wyłącznie ojcowie, ale także, że bez zdrowych komórek nie będzie karate na wysokim poziomie.
Pani policjantka chyba wzięła nasze wyjaśnienia za dobrą monetę, bo wszystko, fakt, że z trudem, zapisała. Na koniec powiedział Fasiolkowi, że się jeszcze zobaczą, co ten poczytuje sobie za komplement i już czyni przygotowania u fryzjera. A my możemy tylko zazdrościć koledze, że jak nie trzeba było, to trzymaliśmy język za zębami.
A denuncjator? Najprawdopodobniej pobiegł poskarżyć się mamie.