Autor Wątek: Odcinek Rodziny Poszepszyńskich!  (Przeczytany 2937 razy)

0 użytkowników i 1 Gość przegląda ten wątek.

Offline Baader

  • Hydraulik
  • Kombatant Wojny Rosyjsko-Japońskiej
  • *
  • Wiadomości: 3839
  • słoiki dżemu truskawkowego +25/-2
  • Płeć: Mężczyzna
Odcinek Rodziny Poszepszyńskich!
« dnia: 10 Czerwca 2007, 20:55:33 »
Witajcie. Z wielką przyjemnością prezentuję, poniekąd w imieniu autora, Toma Kaczora, fana Rodziny Poszepszyńskich z odległej Kanady, całkowicie nowy i kompletny odcinek Rodziny Poszepszyńskich. Osobiście uważam że jest doskonały i spełnia "pierwsze przykazanie" zdefiniowane dawno temu dla "naszej własnej anegdoty z niezapomnianego 1905 roku": zawiera większość klasycznych wypowiedzi bohaterów, niecodzienne zwroty akcji i wspomniane wyżej anegdoty dziadka Jacka. Tekst oryginalny był bez "ogonków", jego pod tym względem obróbkę robiłem ja i dlatego do mnie miejcie ew. w tej materii pretensje.

A zatem, panie, panowie: "...zajrzyjmy im do wnętrza / bo wiele różnych spraw tu / nawarstwia się i spiętrza... / nawarstwia się i spiętrza...

Maryla. Maurycy, wyprowadź dziadka i Murzyna na spacer. No, ile razy będę ci mówiła!
Maurycy. Zaraz, zaraz. Teraz nie mogę, bo właśnie kończę doświadczenie w mojej pracowni chemicznej.
Maryla. To ty Grzegorzu pomóż Dziadkowi zjechać na dół, bo winda znowu jest w remoncie. Sam nie zjedzie po schodach na wózku.
Dziadek Jacek. Jak to nie zjedzie? Ja nie zjadę? Nie takie rzeczy robiłem z Sebkiem Sewastopolskim w Mandżurii. Sama zaraz zobaczysz. Zaraz będę na dole! Trzask prask i po krzyku.
Maryla. Obudź Dziadka, bo po swoim ulubionym powiedzonku znowu zasnął.
Maurycy. Dziadku, dziadku Obudź się!
Grzegorz. A może nie budźmy go. Kiedy śpi to nie musi jeść kolacji. W dzisiejszych czasach trzeba się liczyć z każdym groszem.
Maryla. Grzegorz, ty szmato, jesteś bez serca. To w końcu mój kochany ojciec i dziadek Maurycego. Przecież ty Grzegorzu nosisz jego piękne nazwisko.
Grzegorz. Masz racje, przepraszam cię bardzo Marylko. Ostatnio jestem taki roztrzęsiony. Ostatecznie cała rodzina żyje z jego renty. Ale z drugiej strony nie przesadzajmy. Niech sobie pośpi staruszek. W jego wieku sen jest bardzo potrzebny. Gdy śpi to nie potrzebuje chleba z dżemem!
Dziadek Jacek. Kto tu mówił o dżemie? Chleb z dżemem palce lizać. Czy to ty mówiłeś, Maurycy?
Maurycy. Nie, to ojciec a nie ja dziadku.
Dziadek Jacek. To dobrze, to bardzo dobrze. Przypominam sobie jak w niezapomnianym 1904 roku Japończycy też nie mieli dżemu truskawkowego na kolacje. Mieli Tofu, ale to nie to samo, co dżemik. Ale, ale Maurycy daj zapalić peta. Widziałem jak schowałeś go pod materac. No Maurycy, daj zapalić.
Maurycy. No dobrze już dobrze, dam ci dziadku pociągnąć, ale to nie jest papieros, ale "marycha".
Dziadek Jacek. Jaka "marycha”?. Ja nie znam żadnej Marychy. Sylwię znam, Pannę Ingę też znam, ale żadna z nich nie da się pociągnąć. Obie się do mnie pala to nie to samo, co dobry papieros.
Maurycy. Dziadku ja mowie o marihuanie, a nie o żadnej pannie Indze. Na tego skręta wydałem cale swoje oszczędności pracowicie uciułane z twojej renty.
Dziadek Jacek. No widzisz Maurycy, jaki ty jesteś dobry wnuczek. Ostatnim papierosem chcesz się ze mną podzielić. Pamiętam, że tak samo dobry był Sebek Sewastopolski w niezapomnianym 1904 w Mandżurii. Krucho było wtedy z markowym tytoniem . Powiem szczerze, w ogóle nie mieliśmy tytoniu i dlatego paliliśmy słomę ryżową z materaca zawijaną w delikatny papier pochodzący z Gazety Mandżurskiej. Och, co to był za delikatny Dziennik. Prenumerował go w tym celu Sebek Sewastopolski. Wszyscy byli zadowoleni z tego nowego wynalazku, ale niestety zgubił nas wszystkich kapral Jedziniak. Nasz wzorowy dowódca podpalił cały materac owinięty Gazeta Mandżurską, aby nasz cały pluton mógł jednocześnie napalić się do syta. Od materaca zapaliła się podłoga a następnie ściana koszar. Och, co to był za wspaniały pożar uświetniony na końcu fajerwerkami. Wybuchy trwały prawie dwa tygodnie, bo straż pożarna bała się podjechać na odległość mniejszą niż 5 kilometrów, a sami rozumiecie, że na taką odległość nie dolatywała woda z sikawek strażackich Za ten bohaterski czyn kapral Jedziniak dostał od samego cesarza pośmiertny Złoty Medal Dywersanta, za poświęcenie i odwagę na polu walki. To był naprawdę wspaniały pożar, a cały pluton mógł nawdychać się dymu za wszystkie czasy.
Maurycy. Dziadku nie opowiadaj dyrdymałów i ciągnij szybko, bo idzie tu do nas Panna Inga.
Panna Inga. Co tu tak śmierdzi Panie Grzegorzu czy można otworzyć okno i wywietrzyć, bo chyba zapalił się materac dziadka Jacka.
Grzegorz. Wykluczone! U nas panuje zdrowa, rodzinna atmosfera, a po drugie okna od pięciu lat się nie otwierają
Panna Inga. To świetnie, że atmosfera jest zdrowa, ale myślę, że nie zaszkodzi wyprowadzić dziadka Jacka na świeże powietrze.
Maryla. No dobrze, już dobrze, jeśli pani tak bardzo chce, to niech go pani wyprowadzi, ale przypominam, że winda nie działa
Panna Inga. Nie szkodzi. I tak miałam wyjść na pocztę sprawdzić czy przyszedł już przekaz od siostrzeńca
Dziadek Jacek. Panno Ingo, jadę z panią. Już tyle razy miały przyjść te pieniądze i nigdy nie przyszły Może dziś przyjdą i uda się pani zaprosić mnie na koniaczek! Kto wie? Dziś jest mój szczęśliwy dzień Dziś mamy 13 i na dodatek piątek! No szybciej już szybciej, bo na poczcie przekaz czeka.
Maryla. Co za wspaniała para.
Grzegorz. Jaka para. To tylko trochę dymu ze skręta Maurycego a nie żadna para. Ty Marylko zawsze przesadzasz.
Maurycy. Co to za straszny hałas?
Maryla. Wyjdź Grzegorzu na klatkę schodowa i zobacz, co tam się dzieje. Może to Murzyn pogonił pana Słowikowskiego?
Grzegorz. To na pewno pan Włodek znowu posprzeczał się z żoną. Pewnie znowu rzuciła w niego siekierą. To taka zwykła rodzinna dyskusja.
Panna Inga. Przepraszam bardzo, ale czy Maurycy może pójść po dziadka Jacka?
Grzegorz. Jak to pójść? Przecież to Pani z nim poszła
Panna Inga. No tak, poszłam z Dziadkiem Jackiem do windy, ale windy nie było i Dziadek Jacek zjechał z wózkiem pustym szybem na sam dol. Zjechał sam i mnie z sobą nie zabrał, a zawsze uważałam go za dżentelmena Tak nie powinien postępować prawdziwy mężczyzna. Co na takie postępowanie swego żołnierza powiedziałby kapral Jedziniak?
Maryla. Ależ panno Ingo! To na pewno jakieś nieporozumienie. A może to nowy, głupi dowcip tego zdziecinniałego starca? Ostatnio dziwnie się zachowuje.
Grzegorz. On zawsze dziwnie się zachowuje. No, ale w tym wieku ma prawo do pewnych dziwactw.
Maurycy. Prawo do dziwactw to jedna sprawa a zdziecinnienie to druga. Na przykład wczoraj Widziałem jak na podwórku grał w klasy z dzieciakami skacząc ze swym wózkiem jak kangur. Nigdy nie przypuszczałem, że jego wózek z silnikiem jest aż tak skoczny.
Grzegorz. My tu gadamy, a tam Dziadek Jacek czeka na nas. Maurycy kończ palić tego skręta, musimy jednak pójść po dziadka. Ostatecznie to jego emerytura pozwala nam żyć godnie na niewysokim, ale zawsze pewnym poziomie materialnym. Panno Ingo, Maurycy, idziemy!
Maurycy. Tu go połóżcie na tym sienniku! Tylko ostrożnie i zdejmijcie mu te koło rowerowe z głowy, bo nie zmieści się w drzwiach.
Maryla. Co on leży tak cicho? Czuje się jakbym znowu pracowała w prosektorium. To była naprawdę spokojna i cicha praca. Było tak pięknie, a ja byłam taka młoda i niewinna. Czasem bywało jednak strasznie. Najgorzej było, gdy trzeba było otworzyć drzwi od chłodni i zabrać kogoś z górnej półki. Te ciągłe zmiany temperatury fatalnie wpływały na moja cerę, ale i tak ci się podobałam Grzegorzu.
Grzegorz. Ależ Marylu. Podobałaś mi się tylko połowicznie, ale teraz nie czas na wspomnienia i dyskusje. Trzeba zrobić cos z Dziadkiem, bo naprawdę dziwnie wygląda Maurycy chodź odwiniemy mu prawa nogę z szyi i wyprostujemy kręgosłup A swoja droga nie przypuszczałem, że jest on aż tak giętki i wysportowany. W jego wieku to naprawdę duża rzecz taka wspaniała kondycja fizyczna.
Pan Włodek. Usłyszałem jakieś hałasy a i drzwi były otwarte wiec wpadłem do państwa zobaczyć, kto tak hałasuje Bożenkę boli głowa, gdy w czasie wymiany poglądów dostała ode mnie doniczka z fiołkami alpejskimi i dlatego bardzo państwa prosi o cisze.
Maryla. Ach to pan. Jak to milo, że pan do nas wpadł na chwile. Wprawdzie nikt pana nie zapraszał, ale i pan może się na cos przydać Mamy pewne kłopoty z Dziadkiem Jackiem.
Pan Włodek. Właśnie widzę! Kto go tak urządził? Walec drogowy czy parowóz?
Maurycy. To nie ja, naprawdę, to nie ja. Po prostu ten zgrzybiały staruch wpadł z wózkiem do szybu windy i właśnie go przynieśliśmy z dołu.
Panna Inga. Ja też pomagałam go nieść. Niosłam za dziadkiem lewa rękę i lewa nogę Trochę się zakurzyły, bo ciągnęłam je właściwie po schodach. Ja bardzo przepraszam, ja zaraz to posprzątam i odkurzę
Maryla. Nie trzeba Panno Ingo. Obejdzie się tym razem bez pani łaski, a po drugie Dziadek i tak był brudny.
Pan Włodek. Coś Dziadek Jacek nie daje znaków życia Marnie to wygląda. Musimy go ratować póki czas. Taki upadek w jego wieku może być groźny!
Maurycy. Bez przesady. Ten staruch na pewno znowu udaje i próbuje nas oszukać!
Grzegorz. Zamilcz Maurycy. Stan jest poważny. Ten szacowny starzec naprawdę nie oddycha.
Maryla. Gdy ja pracowałam w prosektorium w takich wypadkach ratowałam życie robiąc delikwentom oddychanie metodą usta usta. Było to bardzo odpowiedzialne zajęcie, ale czasami odnosiłam sukces. Nigdy nie jest za późno na ratowanie ludzkiego życia
Panna Inga. A ja mam świetny pomysł! Mam właśnie przy sobie gumowa lalkę, która miałam odnieść do sklepu pani Buby. Lalka trochę brudna i zmaltretowana, ale jest w niej jeszcze sporo powietrza. Za pomocą tego powietrza zrobimy dziadkowi Jackowi sztuczne oddychanie! Pani Marylo proszę mi pomóc.
Pan Włodek. Świetny pomysł Ja też pomogę przytrzymać dziadka Jacka, bo tak jakoś dziwnie leje się przez ręce.
Maurycy. I raz i dwa i trzy! I raz i dwa…
Grzegorz. I widzisz Marylko, Dziadek otwiera oczy.
Panna Inga. Och jak to dobrze. Byłam pewna, że tan zabieg mu pomoże!
Grzegorz.. Jestem pewny, że kapral Jedziniak byłby z niego dumny widząc jak lalka pani Buby ratuje mu życie!
Dziadek Jacek. Gdzie ja jestem? To znowu wy?
Maryla. Ojcze! Nareszcie przyszedłeś do siebie. A już myślałam...!
Dziadek Jacek. Ja też już myślałem, że się was pozbyłem, a tu taka przykra niespodzianka.
Maryla. No wiesz ojcze jest ci przykro, że uratowaliśmy ci życie? Nigdy nie spodziewałam się po tobie takiej niewdzięczności Zamiast się cieszyć robisz nam wymówki
Grzegorz. Zamilcz Marylo. Twoi Ojciec, jeszcze nie doszedł do siebie po tym fatalnym upadku. Bądź co bądź wpadł do szybu na 7 piętrze.
Dziadek Jacek. Co wy tak się na mnie gapicie nieroby. Gdybyście widzieli to, co ja widziałem, to dopiero pootwieralibyście gęby jak karpie w wannie.
Maryla. Całkiem mu się pomieszało w głowie od tego upadku. Zawsze opowiadał bzdury, ale teraz to już naprawdę przesadza.
Panna Inga. Dajcie mu dojść do słowa. To ostatecznie on spadł na głowę a nie wy.
Grzegorz. Panna Inga ma racje. Dajcie mu spokój Niech mówi, może to go uspokoi po wstrząsie
Dziadek Jacek. Uspokoi, uspokoi. Ja już jestem spokojny, to wy się ciągle kłócicie. A swoja drogą, to sztuczne oddychanie dobrze mi zrobiło. Dawno nie byłem tak dotleniony i nareszcie mój umysł może pracować na pełnych obrotach. Ostatni raz przeżyłem taki stan w niezapomnianym roku 1904 w spelunce "Tania" w Port Arturze. Ach, co to była za wspaniała kobieta... No może Sylwia była lepsza, ale kto by tam to wszystko spamiętał? Transfuzja krwi też by mi dobrze zrobiła, ale nie można mieć wszystkiego na raz.
Maryla. Znowu dziadek zaczyna? Ja nie mogę tego słuchać. Maurycy wyjdź z mieszkania i nie słuchaj tych bredni tego wstrętnego, zdziecinniałego starca.
Maurycy. Ależ mamo ja mam już 42 lata i wszystkie opowiadania dziadka Jacka znam na pamięć.
Dziadek Jacek. Co wy tam wiecie o mnie? Ja widziałem takie rzeczy, o jakich wam się nawet nie śniło. Widziałem je przed chwila na własne oczy!
Grzegorz. Twemu ojcu Marylo znowu odbiło. Jak wygląda życie po śmierci?
Pan Włodek. Życie po śmierci? Niech pan nie będzie śmieszny panie Grzegorzu. Moja żona Bożenka pracuje w urzędzie i nigdy niczego takiego nie widziała. A widziała wiele!
Maryla. To może być prawda. W prosektorium niektórzy delikwenci mówili o tym. Pamiętam jak jeden wyszedł nagi z lodówki i był cały roztrzęsiony.
Dziadek Jacek. Banda ignorantów. A kto mówił o życiu po śmierci? To były wspomnienia z poprzedniego życia. O reinkarnacji tumany nie słyszeli, a czepiają się spokojnego człowieka.
Grzegorz. Trzymajcie mnie, bo nie wytrzymam. Jestem szmatą, to prawda, ale od ignorantów nie pozwolę sobie wymyślać! Ostatecznie czytywało się to i owo w pracy.
Dziadek Jacek. Czytało, czytało. Pewnie jakieś bzdury czytujesz w tym japońskim szalecie. Ty i ten twój Pan Kwoka czy Yamamoto pewnie nawet zielonego pojęcia o reinkarnacji nie macie.
Maryla. A ja słyszałam o tym w warzywniaku.
Dziadek Jacek. No i widzisz nawet ten garkotłuk Maryla wie cos o reinkarnacji a ty Grzegorzu nie wiesz nic. Inteligent od siedmiu boleści!
Maurycy. No już dobrze, dobrze. No i co takiego dziadek tam widział?
Dziadek Jacek. Byłem na pustyni i spotkałem się tam z kalifem Bagdadu Mustafą.
Maurycy. Z tym, co się śni dziadkowi zawsze w nocy z czwartku na piątek?
Dziadek Jacek. Tym samym, ale to jest prawdziwa postać z mojej przeszłości. Teraz już znam swoja przeszłość.
Maryla. To ciekawe, bo ja też znam swoja przeszłość.
Grzegorz. Lepiej milcz Marylo. Cale szczęście, że ja nie znam całej twojej przeszłości, no ale o tym pomówimy innym razem a nie przy dziecku. Pozwólmy mówić twemu ojcu.
Dziadek Jacek. Okazało się, że moja matka i ja zostaliśmy porwani i przemyceni na pustynię Szlakiem Bursztynowym. Mustafa mówił, że z Mazur. Stad wiem, że jestem rodowitym Mazurem. Zawsze byłem dzieckiem szczęścia i wszystko mi w życiu wychodziło. Tylko włosy nie chciały mi wyjść i dlatego mam bujna czuprynę. Nie to, co łysy Grzegorz, który podobno w czepku się urodzili. Pewnie od tego czepka wyszły mu wszystkie włosy.
Maurycy. A mama zawsze kazała mi się uczyć na błędach popełnianych przez Dziadka Jacka. To na czym mam się teraz uczyć, skoro błędów nigdy nie było?
Panna Inga. To bardzo interesujące, co pan mówi panie Dziadku Jacku, ale ja panu nie wierze. Pewnie przeczytał pan jakąś książkę a teraz usiłuje nam wciskać ciemnotę.
Dziadek Jacek. Ja w życiu nic nie przeczytałem. Nie dam się oczerniać! Nie dam! Nawet będąc biegłym specjalistą na procesie Zachariasza Dorożynskiego, mordercy tancerki Igi Korczyńskiej, aktorki teatrzyku Ananas w Warszawie nie przeczytałem protokołu zeznań świadków. I za to Zachariasz Dorożyński poprzysiągł mi zemstę! Ja nie umiem czytać, no chyba, że po mandżursku, ale to zupełnie inna historia. Pamiętam jak w niezapomnianym roku 1905 to nawet...
Panna Inga. No wierzymy panu panie Dziadku Jacku, ale jesteśmy ciekawi, co pana spotkało na pustyni.
Dziadek Jacek. Na pustyni spotkało mnie stado wielbłądów poganiane przez Beduina zwanego Salomonem. Szybko zaprzyjaźniłem się z Samkiem. Wypiliśmy nawet bruderszafta sfermentowanym mlekiem kokosowym. Nie miał on jednak silnej głowy, nie miał. Gdy słonce chyliło się ku zachodowi Samek mówi do mnie: " Jacuś - nic się nie martw ja sam cię odwiozę do Oazy a te pustynne Szakale nie będą cię zatrzymywać na kontrole drogową". To ja mowie do niego:" Samek, ty Nikiforze pustynny, bo zbyt urodziwy to on nie był, ja sam trafię do namiotu". Gdy po kolejnych dwóch tuzinach sfermentowanych kokosów Samek pijany w trzy mumie wsiadał z palmy na wielbłąda pomylił kierunki i zsunął się po garbie na niewłaściwą stronę wielbłąda. A nie był to jakiś zwykły pojazd o nie! Był to prawdziwy dwugarbny Bachtiar z napędem na cztery kończyny i z dopalaczem w tylnej części pojazdu. Samek za ciężkie Talenty sprowadził go bezcłowo, aż z dalekich Chin. Wszyscy okoliczni Beduini na widok tego wielbłąda otwierali gęby z zachwytu!. Przestraszony Samek łapiąc równowagę nieopatrznie złapał za dźwignie dopalacza i pojazd z ogromna szybkością ruszył z miejsca. I to był początek tragedii. Jak wszyscy wiedza wielbłąd jest dwuchodem i podnosi w biegu na raz dwie nogi. Pierwsza noga trafiła Samka w głowę a druga trochę niżej
Panna Inga. Patrzcie państwo jak to wypadki chodzą po pustyni. To straszne.
Dziadek Jacek. Wcale nie straszne, bo od tego faktu rozpoczęła się moja zdumiewająca kariera w tym pustynnym szczepie. Co było robić Dworzanie postanowili cały fakt wypadku zataić a mnie jako najbystrzejszego zrobić zastępca i doradca Samka. Zostałem jego Nilnikiem
Pan Włodek. Kim?
Dziadek Jacek. No Przecież mowie wyraźnie - Nilnikiem! To teraz mówi się rzecznik prasowy rządu, ale tam na pustyni najbliższa rzeka to Nil. To chyba logiczne.
Maurycy. To wspaniale.
Dziadek Jacek. Co wy tam wiecie. To było straszne. Tak samo strasznie było tylko w niezapomnianym roku 1904, gdy nasz osobisty przełożony, kapral Jedziniak postanowił.....
Maryla. Ależ ojcze odbiegasz od tematu.
Grzegorz. On zawsze odbiega od tematu i nigdy nie wiadomo, o czym mówi. Alhammer poczynił spustoszenie w jego mózgu.
Dziadek Jacek. Sam masz Alhammera. Ja wszystko pamiętam. Jako Nilnik rządu przez długie lata, kształtowałem opinie publiczna od Nilu aż do krańców pustyni. To ja osobiście wylansowałem światowy slogan "Ja umiem zrobić wszystko; dajcie mi tylko władzę, pieniądze i ludzi". No cóż samoreklama i poczucie własnej wartości jest najważniejsze. Potem już nie było problemów, choć nie wszystkie projekty udało mi się zrealizować. Pamiętam, że moim sztandarowym pomysłem była budowa tamy na Saharze. Jako inwestor zgromadziłem nawet odpowiednia ilość kamienia budowlanego. Niestety na skutek nadmiernych podatków cale państwo zbankrutowało i jacyś lokalni kacykowie pobudowali sobie z tego materiału nagrobki nad rzeką.
Panna Inga. To Dziadek Jacek przeszedł do historii i jest sławny. Ja też cos słyszałam o tych nagrobkach z kamienia.
Dziadek Jacek. Jaki tam sławny! To na moich plecach inni budowali sławę. Ja zawsze byłem w cieniu. Na pustyni nawet w cieniu jest niesamowicie gorąco a zrobiło się naprawdę gorąco, gdy musiałem chorego Samka wyręczać w roli sędziego. Ale i tu wasz dziadek sobie poradził. Pamiętam, jak jednego razu musiałem sprawiedliwie rozsądzić proces dwóch fellachów. Nie mogli oni dojść do porozumienia czy ze znalezionego przez nich w szuwarach nilowych jajka wylęgł się samiec czy samiczka krokodyla.
Maryla. Też mi problem, Przecież to widać na pierwszy rzut oka.
Dziadek Jacek. Widać, gdy gady są dorosłe, ale gdy są małe problem jest praktycznie nierozwiązywalny.
Grzegorz. No i jak ojciec sobie z tą sprawą poradził?
Dziadek Jacek. Kazałem młodemu krokodylowi dać jeść. Jeśli będzie jadł to znaczy, że jest samcem, jeśli zaś będzie jadła to znaczy, że jest samiczka! Moje genialne rozsądzenie sporu odbiło się szerokim echem po wszystkich sąsiednich plemionach i stało się niedoścignionym wzorcem mądrości dla wielu prawników i prawodawców. Ale i tak nic mi to nie dało. Wszyscy orzekli, że to Salomonowy wyrok i pod taką nazwą precedens stał się znany na szerokim świecie. Ale i to nie było najgorsze. Straszne było to, że nie mogłem się wyspać.
Panna Inga. Rozumiem, że nadmiar pracy i te ciągłe upały nie dawały spać. To straszy klimat.
Dziadek Jacek. O tak klimat był męczący, ale najgorsze były te kolejki.
Pan Włodek. Kolejki na pustyni? Przecież wtedy jeszcze nie wynaleziono kolei. Parowóz powstał o wiele później.
Dziadek Jacek. A czy ja mowie o lokomotywach? Wy nic nie rozumiecie. Ja miałem pociąg. Samek jako władca szczepu miał harem. Nieduży, bo nieduży, ale cos około 900 nałożnic i prawowitych żon. Jak pamiętacie drugie kopnięcie dromadera trafiło Samka bardzo nieszczęśliwie, a żony i nałożnice nie chciały przyjąć tego faktu do wiadomości. Sami rozumiecie jako zastępca Samka musiałem wypełniać wszystkie jego obowiązki. Stąd właśnie wzięły się kolejki i moje niewyspanie. O, gdyby był przy mnie wtedy mój bezpośredni przełożony kapral Jedziniak i Sebek Sewastopolski, to też byśmy sobie nie poradzili. Och Sylwia, Sylwia...
Maryla. Ojcze nie opowiadaj takich świństw, bo do końca zdeprawujesz Maurycego. On jest jeszcze taki delikatny.
Dziadek Jacek. Jako poważny użytkownik tak pokaźnego haremu doczekałem się tysięcy potomków z prawego i nieprawego łoża rozsianych dziś po całym świecie. To były wspaniale czasy, ale najbardziej lubiłem kolacyjki przy świecach, na które zawsze zapraszałem dwa tuziny niewolnic. Było bardzo romantycznie: tylko ja, dwa tuziny niewolnic i tuzin eunuchów trzymających świece w rękach. Niestety nie serwowano tam dżemu truskawkowego. Po prostu truskawki na pustyni nie rosły. O, dżem truskawkowy z chlebem, palce lizać. Trzask prask i po wszystkim …
Maryla. Maurycy Obudź dziadka, bo znowu usnął.
Maurycy. Dziadku, dziadku, pali się!
Dziadek Jacek. Kiedyś od świecy zapalił się cały namiot, ale eunuchy ugasiły pożar piaskiem. Dymu było tyle, że wszyscy myśleli, że to idzie czarna burza piaskowa znad Morza Czerwonego.
Panna Inga. Na pewno pan Dziadek Jacek wiele zwiedzał i podróżował w tym egzotycznym kraju.
Dziadek Jacek. No cóż, podróżowało się ciągle. Moje wyścigowe dromadery miały tylko parę minut dziennie na tankowanie w Oazie. Miałem nawet wśród Beduinów przydomek Titanic Pustyni a byłem szybki jak odrzutowiec. Najpierw było mnie słychać a o wiele, wiele później widać. O tak, wiele się widziało. Doskonale pamiętam jak 6 miesiąca drugiego roku panowania faraona Amenhotepa III o godzinie trzeciej rano, gościłem z moim dworem w Komorze czy Gomorze, jakiejś takiej malej miejscowości wypoczynkowej nad jeziorem. Jadłem tam wspaniałe owoce popołudniowe a potem była część rozrywkowa na moja cześć, czyli akademia! Stare dzieje…
Pan Włodek. No i co tam takiego się wydarzyło?
Dziadek Jacek. Nic ważnego, drobiazg. Postanowiłem poczęstować wszystkich mieszkańców tej przemiłej i gościnnej wioski koglem-moglem ze świeżych jaj krokodylich. Jako dowód łaski, sam osobiście robiłem ten przysmak i mieszałem wszystkie składniki. W czasie przyjęcia wszyscy byli zachwyceni jego walorami smakowymi. Tylko jeden uczestnik uczty obraził się na mnie śmiertelnie, nie chciał jeść kogla mogla i jadł same banany. To był jakiś dziwny człowiek o nazwisku Lot o ile dobrze pamiętam, ale nie ten od samolotów. Był taki bezczelny, że zabrał swoja żonę i wyszedł z miasta. I to był koniec Gomory. Wszyscy mieszkańcy zginęli, a żona Lota skamieniała pod miastem
Maryla. To straszne. A czy ojciec wie, co było przyczyna tej tragedii?
Dziadek Jacek. Pewny nie jestem, ale chyba pomyliłem worek cukru z workiem gipsu.
« Ostatnia zmiana: 11 Czerwca 2007, 08:03:58 wysłana przez Baader »
Hochsztapler pan jesteś panie starszy! Zwykły hoch... hochsztapler!!!

Offline 666

  • Łeb-Majster
  • Młodszy Techniczny Telewizyjny
  • Kombatant Wojny Rosyjsko-Japońskiej
  • ***
  • Wiadomości: 4910
  • słoiki dżemu truskawkowego +667/-666
  • Płeć: Mężczyzna
    • 4915610
    • Maciej Zembaty - strona nieoficjalna
Odp: Odcinek Rodziny Poszepszyńskich!
« Odpowiedź #1 dnia: 20 Czerwca 2007, 23:35:03 »
W niezapomnianym roku 2006, mój kolega pomylił kiedyś worek węgla (do grilla) z workiem gipsu.
"Co taki ciężki ten węgiel?" :D
nie graj ze mną...

Offline Cezarian

  • Pierdziel
  • Kombatant Wojny Rosyjsko-Japońskiej
  • *
  • Wiadomości: 51633
  • słoiki dżemu truskawkowego +65535/-32
  • Płeć: Mężczyzna
  • Ja tu tylko bałaganię...
Odp: Odcinek Rodziny Poszepszyńskich!
« Odpowiedź #2 dnia: 27 Czerwca 2007, 16:40:37 »
Przyznaję z zażenowaniem, że Tomasz Kaczor rozesłał i do mnie ten odcinek, a ja tradycyjnie odłożyłem jego czytanie za godzinkę... i stało się. Przeczytałem teraz i bije duże brawo. Kolega odwalił za nas kawał dobrej roboty. To się nadaje na stronę główną do tfurczości forumowiczów, może jako osobny odnośnik?
Jasne jest więc, że Marycha, to szampańska kobieta...
W prosektorium najprzyjmeniej jest po marysze...
Ceterum censeo Carthaginem esse delendam.

Offline Leon74

  • Łebmajstrowy
  • Pierdziel
  • Ekspert Toaletowy
  • *
  • Wiadomości: 714
  • słoiki dżemu truskawkowego +65535/-1
  • Płeć: Mężczyzna
    • 33741
    • Rodzina Poszepszyńskich Łebsajt
Odp: Odcinek Rodziny Poszepszyńskich!
« Odpowiedź #3 dnia: 27 Czerwca 2007, 16:49:01 »
To się nadaje na stronę główną do tfurczości forumowiczów, może jako osobny odnośnik?
Jasne jest więc, że Marycha, to szampańska kobieta...
W prosektorium najprzyjmeniej jest po marysze...

Pewnie, że się nadaje.
Zamierzam ten tekst wstawić na naszą stronę, czyli będzie miał swoja podstronę na "szmacie" :)
Ale link do forum także się znajdzie (do "Przerażającej twórczości własnej").

Edit: A może jednak dam linka do tego wątku, dzięki czemu forum będzie można lepiej promować, sam nie wiem...
« Ostatnia zmiana: 27 Czerwca 2007, 16:56:24 wysłana przez Leon74 »
"Obsesja destrukcyjna dezawuuje krańcowość".
Pzdr, Leon Junior (widzący).

Offline Baader

  • Hydraulik
  • Kombatant Wojny Rosyjsko-Japońskiej
  • *
  • Wiadomości: 3839
  • słoiki dżemu truskawkowego +25/-2
  • Płeć: Mężczyzna
Odp: Odcinek Rodziny Poszepszyńskich!
« Odpowiedź #4 dnia: 01 Lipca 2007, 23:37:35 »
Ha, za chwilę wrzucam odcinek nr 2 tegoż autora, a na horyzoncie... jest trzeci! PRzerażające - w pozytywnym, oczywiście, sensie.
Hochsztapler pan jesteś panie starszy! Zwykły hoch... hochsztapler!!!

Offline Leon74

  • Łebmajstrowy
  • Pierdziel
  • Ekspert Toaletowy
  • *
  • Wiadomości: 714
  • słoiki dżemu truskawkowego +65535/-1
  • Płeć: Mężczyzna
    • 33741
    • Rodzina Poszepszyńskich Łebsajt
Odp: Odcinek Rodziny Poszepszyńskich!
« Odpowiedź #5 dnia: 01 Lipca 2007, 23:44:05 »
Ha, za chwilę wrzucam odcinek nr 2 tegoż autora, a na horyzoncie... jest trzeci! PRzerażające - w pozytywnym, oczywiście, sensie.

To fajnie, będzie można wkrótce na stronie utworzyć dział z odcinkami Toma Kaczora :)
"Obsesja destrukcyjna dezawuuje krańcowość".
Pzdr, Leon Junior (widzący).

Offline 666

  • Łeb-Majster
  • Młodszy Techniczny Telewizyjny
  • Kombatant Wojny Rosyjsko-Japońskiej
  • ***
  • Wiadomości: 4910
  • słoiki dżemu truskawkowego +667/-666
  • Płeć: Mężczyzna
    • 4915610
    • Maciej Zembaty - strona nieoficjalna
Odp: Odcinek Rodziny Poszepszyńskich!
« Odpowiedź #6 dnia: 02 Lipca 2007, 00:54:31 »
Sami ledwo zrobiliśmy 1 czy 2 odcinki, a tu już prawie 3? To jest chyba z tym tak jak powiedziała Bruxa o tworzeniu stron...
"gdzie informatyków 3 tam strony żadnej" (jakoś tak)...
nie graj ze mną...