
No niby tu na bieżąco naświetlam, a jak krew w piach...
Dobra, w skrócie jak dla specjalnych potrzeb edukacyjnych: nałożyła się reforma "sześciolatków" jeszcze poprzedniej ekipy (kiedy dwa razy wepchnięto po półtora rocznika do szkół podstawowych) i likwidacja gimnazjów, dzięki której w pierwszej klasie szkoły średniej zderzyły się roczniki kończące trzecią gimnazjalną i ósmą klasę podstawówki.
W liceach i innych szkołach ponadpodstawowych jest teraz Armageddon z Gotterdammerungiem. A jak na to jeszcze nałożyć braki kadry, bo ostały się już tylko ideowe siłaczki (z zasobnym małżonkiem) i przedemerytalni, a nikt nowy za takie stawki nie przyjdzie, zwłaszcza nauczać języków albo przedmiotów zawodowych...
Że o problemie ukraińskim nie wspomnę.
Młody w 8-mej klasie ma 35 albo 36 godzin.
Moja dwujęzyczna miała w siódmej 42h (słownie: czterdzieści dwie godziny). W ósmej tylko bodaj 39.
A jeszcze jakaś praca domowa, jakiś wolontariat, jakiś kurs przygotowawczy, żeby jednak się na dobre liceum załapać...
Podobno według prawa pracy tydzień roboczy wynosi 40 godzin. Dla osoby dorosłej.