Wracając do opowieści historycznych, dzisiaj będzie co nieco o Franciszku Fiszerze, jednej z najbarwniejszych postaci dwudziestolecia międzywojennego, bywalcu salonów, niestrudzonego twórcy żartów, anegdotek i bon motów. To on zapytany przez pewnego aptekarza:
- Co pan robi w życiu?
- Nic! Absolutnie nic. Odpowiedział.
- Nic? Ależ proszę pana, jakby to było, gdyby nikt nic nie robił?
- Ależ panie - odpowiedział Fiszer - któż by od wszystkich wymagał tak trudnej rzeczy?
Ad rem jednak, oto opowieść Fiszera:
Bardzo lubię psy, zwłaszcza szpice. Pamiętam, gdy w pewnym domu jechałem windą, a wraz ze mną jakiś pan właśnie z takim szpicem... Ponieważ bardzo lubię owe stworzenia, przez cały czas jazdy pieszczotliwie głaskałem tego pieska. Dopiero gdy ten pan wysiadał, zauważyłem, że to nie był piesek, lecz mała, przystojna kobietka, zdaje się żona, w białym puszystym futerku.
Ciekawe, czy jak się zorientował, to zaprzestał głaskania?