Wszyscy wiedzą jak wygląda parapetówka, jednak nie każda kończy się tak jak moja. W sumie było spokojnie aż do północy, gdy kilka dziewczyn uznało, iż pora iść do domu. Osteoporoza miał jednak inny pogląd na upływ czasu. Głównym argumentem przemawiającym, że było jeszcze wcześnie było zamknięcie drzwi wejściowych, oraz zabranie klucza. Dodatkowo zapowiedział, że złamie klucz, jak ktoś się do niego zbliży. Gdy wyraziłem powątpiewanie, w czasie krótkim niczym zaakcentowanie pytajnika na końcu sentencji "ja nie złamię?" usłyszałem chrupnięcie metalu. Oczywiście miałem zapasowe klucze leżące bezpiecznie na półce... w mieszkaniu moich rodziców. Zdobycie tego klucza stało się kluczową sprawą.
Dystans dzielący oba mieszkania nie był duży, ale pierwsze jego kilka centymetrów stanowiły solidne drzwi. Jeden z gości nieśmiało zasugerował, aby spróbować otworzyć drzwi wtykając oba kawałki klucza do zamka, jednak wobec propozycji między innymi wetknięcia mu obu kawałków klucza szybko wykluczył takie. W poszukiwaniu alternatywnego wyjścia z sytuacji otworzyliśmy okno. Przekrzykując okrzyki przerażonych panien już po kwadransie uznaliśmy, że najbezpieczniej będzie zejść na ziemię po pobliskim piorunochronie. Jeden z gości, którego znajomy zszedł tak aż z 6 piętra (i też by chciał podobnie) zgłosił się na ochotnika. Nawet owinął drut piorunochronu w kurtkę dżinsową by po niej zjechać, ale kurtka zjechała niestety bez niego. Osteoporoza postanowił, że skoro narozrabiał to zejdzie jako pierwszy. Ponieważ jednak tylko ja wiedziałem, gdzie leżą klucze uzbierała się trzyosobowa wyprawa. Prawie jak w Lord of the rings. Nieczuli na krzyki naszych dziewczyn i buszujące w naszych żyłach promile sprawca zamieszania, ja i ochotnik zeszliśmy po piorunochronie. Gdy byliśmy już na ziemi Osteoporoza uparł, się by przebiec czarnemu kotu drogę, aby przynieść mu pecha. Gdy trzy kwadranse później otwieraliśmy drzwi zdobytym kluczem uznaliśmy, że nawet dobrze nam poszło. Wszak skoro nasze damy się o nas bały to znaczy, że im na nas zależy.
Morał z tego taki: każdy kij ma dwa końce.