To może o wielkim pisarzu? Otóż w czasach zaboru rosyjskiego bardzo promowany był, skądinąd niezły pisarz Mikołaj Gogol (Hohol, boć to Ukrainiec). Organizowane akademia na jego cześć napotykały jednak ogromny sprzeciw uczniów, a to ze względu na jego antypolską powieść „Taras Bulba” wówczas lekturę obowiazkową. I powiem wam, że się działo.
W Sandomierzu młodzież darła w czasie akademii rozdawane przez nauczycieli portrety pisarza.
W Płocku najpierw uczniowie zaczęli syczeć i gwizdać, gdy dyrektor nazwał w przemowie Gogola najwybitniejszym poetą słowiańskim. Podczas dalszych wystąpień hałasy się wzmogły, a kiedy chór zaczął śpiewać hymn państwowy, większość uczniów demonstracyjnie opuściła salę. Gdy dyrektor wybiegł za nimi, wymyślając im od durniów i grożąc, powrócili na salę i zgasiwszy światło, zaczęli tłuc szyby. Pomiędzy rosyjską publicznością wybuchła panika, dostojnicy i nauczyciele tejże narodowości zaczęli opuszczać salę. Za uciekającymi zaczęto rzucać kałamarzami z atramentem, (kto by teraz rzucił telefonem?), brnęli wszyscy po kostki w wodzie, poodkręcano bowiem kurki.
W kolei w takim Radomiu, uczniowie dogadali się z kolegami z chóru i orkiestry, ci ostatni wytworzyli kakofonię, a wyznaczeni z góry uczniowie rozsypywali drażniące proszki i rozlewali cuchnące płyny. Muzyka była fatalna, publiczność zaczęła masowo kichać i kaszleć, gubernator opuścił wraz z większością zebranych salę przed końcem uroczystości.
Zaprawdę powiadam Mela, uważaj przy organizacji akademii ku czci, a już zwłaszcza ku czci Gogola.