Please mercy!
A propos, to nasz francuski, co znaczy francuski, on był bretoński (!), kucharz na łajbie szybko w uzgodnieniu z najbardziej spragnionymi uczestnikami, wypracował dodatkowy rodzaj kawy. Nie tam zaraz americano, czy afroamericano, nie espresso (podawana ekspresem), ale cofee with pleasure, co oznaczało kawę z whisky lub rumem, co tam akurat mieliśmy na biżąco. Takie kawy to nawet ja mogę pić o świtaniu.
Jednakowoż dialogi z rana były przednie:
- St. Pierre (tak się nazywał) cofee please.
- With pleaserue?
- Yes of course.
- With pleasure.
Nic dziwnego, że w zieloną noc postanowiłem kucharzowi uratować życie i tak też zrobiłem, ale o tym w następnym odcinku.