Niby tak, ale...
Idąc dziś rano z dworca do roboty (trasa koło tzw. zamku, kol. B. już zna) poczułem się jakiś... wyobcowany. Sami obcy ludzie, ani Marylki, ani Bruxy, jakiś nieznany mi kot przebiegł drogę, co ja tutaj robię?!
Siłą rozpędu i przyzwyczajenia dotarłem na miejsce i rozpoznałem znajomego ciecia i trochę mi ulżyło, ale jeśli to będzie się pogłębiać to przeniosę się do strasznego wątku...