Wszyscy wiemy, jak praca zawodowa przeplata się z życiem prywatnym. Sposoby i poglądy na rozdzielenie tych stref są różne, ja uważam, że po co dzielić, jeśli mogą współpracować? I ostatnio, zupełnie niespodziewanie zdobyliśmy w Kancy potwierdzenie mojego poglądu. Wszystko za sprawą naszej powszechnie znanej i szanowanej skrzypaczki, która właśnie miała sześciomiesięcznicę ślubu. I wyszły na światło dzienne ciekawe okoliczności. Otóż, jak to podczas ślubu, ksiądz sakramentalnie zapytał naszą koleżankę: czy przyrzekasz mu miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz, że go nie opuścisz aż do śmierci? I tu nasza bohaterka, najprawdopodobniej zaaferowana pismem procesowym – odpowiedzią na pozew – które pisała cały tydzień, odpowiedziała:
- Wnoszę o oddalenie powództwa w całości i zasądzenie kosztów postępowania według norm przepisanych.
Oczywiście szok, zamieszanie, niezręczne uśmiechy, szybkie poprawiny przysięgi i wszystko kończy się dobrze. Jednak ostatnio, podczas kolacji wigilijnej już po przełamaniu się opłatkiem i po śpiewaniu kolęd teściowa, niby niezobowiązująco, ale jakimś takim nieswoim, łamiącym się głosem, trzymając za ręce syna i męża, zapytała, jakie są tak naprawdę te koszty postępowania i koszty procesu?