Szedłem ci ja sobie, jak zazwyczaj, ale drugą stroną, ulicą przytorową w Ostródzie w stronę dworca pkp, aż tu nagle - oczom nie wierzę: przybytek gastronimiczny o nazwie "Fish and Chips"! Ostatnio taki w Szkocji widziałem w okolicach Loch Ness i nawet spróbowałem wtedy tego "fish" (smakowało, jakby był z potwora...) Z wrażenia zapomniałem o pkp i wstąpiłem. A w środku... PRL z panią o zużytej młodości, ladą wypieszczoną setkami rąk i piecykiem gazowym w kącie. I jednym stoliczkiem z krzesłem, bo "Panu też dać na wynos?". No to wziąłem, dorsza (taki fish, pewnie z pobliskiego jeziora
). Frytki słone jak z morza, surówka z kapusty jak z prl'a, ale dorsza zjadłem i nawet zdążyłem na pociąg.
Dzisiaj pójdę jak zwykle, czyli nie drugą stroną...