Jeszcze raz ja, Jarząbek.
Wczoraj przeczytałam sobie opowieść o brytyjskiej zaradności. Otóż w pięćset lat po wybudowaniu sali obrad parlamentu okazało się, że trzeba wymienić kilka belek w słynnym dębowym sklepieniu.
Niestety, okazało się, że wielkich dębowych lasów i plantacji (tak, plantacji) już nie ma, najstarsze drzewa mają góra dwieście lat i żadne nie dostarczy odpowiednio solidnej belki. Cóż robić?
W desperacji postanowiono sprawdzić, skąd pochodziło drewno na oryginalne belki. Ano z takiej to a takiej posiadłości. Potomek rodu właścicieli nadal zasiadał w parlamencie. Kiedy zgłoszono się do niego, odpowiedział, że owszem, jest przygotowany na tę okoliczność. Pięćset lat temu rodzina przewidziała, że kiedyś nastąpi konieczność remontu i... zasadziła dęby specjalnie na tę okazję. Właśnie dojrzały i czekają.
The moral of the story?
Ja widzę dwa. Jakoś nie spodziewam się, żeby w trakcie naszej historii ktokolwiek wykazał się podobną zapobiegliwością. Po drugie, nawet jeżeli akurat teraz zaczniemy, to ja już tych ewentualnych drzew i tak nie doczekam...