On nosił statyw, terrrabajty nosiłam ja.
Statyw jest z włókna węglowego, terrrabajty w ciężkim jak kamień u szyi bydlaku ze szkła i metalu. Ale nie zamieniłabym go na nic lżejszego.
Grzegorz był potrzebny jako trzecia ręka. I termofor do przytulania. I, co najważniejsze, stoper z alarmem: Dość tego, koniec, będzie tego, idziemy, szlus!
Bez tego rano by mnie przymarzniętą do statywu odnalazła służba parkowa, jako lodową rzeźbę w ramach dekoracji.