A niektórym to nawet nie udało się wjechać, na całe szczęście nie tylko dla Malty.
Właśnie sobie o tym czytam, książeczka coś w typie "Tygrysa", popełniona przez dwóch uczestników sławetnego konwoju z równie sławetnym tankowcem Ohio w roli głównej. Z tym, że to nie są memuary, tylko rzetelna robota podparta solidną kwerendą źródeł tak pisanych jak i podówczas jeszcze żywych (pozycja wydana pierwszy raz w 1961, czyli za w miarę świeżej pamięci), doprawiona szczodrą szczyptą stylizacji w typie wołoszańskim. Zaczyna się od panoramicznego rzutu oka na sytuację ogólną i strategiczną rolę wysepki, na razie Fuhrer i Duce pod wpływem zapewnień Rommla, że za tydzień będzie w Aleksandrii, odstąpili od organizacji wycieczkowego turnusu pod roboczą nazwą Herkules. A gubernator sir Edward Jackson siedzi w swoim bunkrze i do wtóru wizgu silników nurkujących bombowców Luftwaffe przekonuje się o tym, że co innego czytać w książkach o fortecach wziętych głodem, a co innego w takiej twierdzy siedzieć.
Zaczynamy rozdział drugi.
O Wielkim Oblężeniu tez pamiętam, oprócz wyżej wzmiankowanego Tygrysa zgarnęłam z lotniskowej księgarni także Pingwina niejakiego Ernle Bradforda, bo taką literaturą w temacie osmańskim dysponowali.
Oprócz tego jeszcze trzy pozycje ze sklepiku muzealnego przy jednej ze świątyń, o megalitach dwie i trzecią o forcie San Elmo, bo akurat była promocja 3 za 2, można było wybrać dowolne trzy pamiątki, kubeczki, magnesiki, ale skoro można książki... Grzegorz lubi przywozić pamiątki szklane a ja papierowe
Więc na wszystko przyjdzie kolej, ale chyba jasne, że do samolotu wzięłam lekturę z messerschmittem na okładce?
W ogóle to jestem pod wielkim wrażeniem tamtejszego Muzeum Wojny. Malutkie toto, eksponatów garść (jak oni wpakowali ten samolot do wnętrza salki muzealnej?), ale opisy, ekspozycje i prezentacje zrobione są genialnie, aż człowiek chce się dowiadywać więcej i więcej. Może dlatego, między innymi, że o obrońcach wyspy z dowolnego okresu nie pisze się na przykład "siły zakonu rycerskiego" tylko "nasi". I od razu inaczej się taka historię odbiera.
Nasi "nasi" mogliby się zainspirować, bo w MWP w Warszawie to naftaliną i trocinami wieje.