Meh... Obejrzałam zaległy odcinek z dwoma Doktorami. Niestety, dwie Jedenastki to jednak mniej niż Dziesięć plus Pięć. Poza tym da się zaobserwować wyraźne objawy zjadania ogona. Historia żywcem zerżnięta z Hungry Earth plus wymuszony happy end. Sontaranie dzwonili i chcą swoją miksturę do klonowania z powrotem (Sontaran Stratagem/Poison Sky). Pani Kerownik z tej samej matrycy co szefowa bazy na Marsie (Waters of Mars) i kapitan McDonnell (42).
Rory tym razem nie zginął, co jest jakąś sympatyczną odmianą.
Całość podlana dużą ilością gutaperki.
No ja przepraszam.
I gdzie, ja się pytam, są Daleki?
Meh.
OK, może marudzę, bo właśnie z okazji zrealizowania całego materiału i wystawienia ocen oglądamy sobie z piątymi i szóstymi najlepsze odcinki z serii 1-4.
Jak pod koniec Girl in the Fireplace dzwonek zadzwonił na przerwę to nikt nawet nie drgnął, ba, prawie nie oddychali.
Z ostatnich dwóch serii to jedynie Vincent może stawać do konkurencji.
Panie Moffat, może kończmy ten mecz?