Dość długo nie kapowałem o co idzie z tymi Librusami aż zajrzałem [uwaga reklama] do "Angory" i doznałem oświecenia. Ot taki smaczek:
Dzienniki elektroniczne są doskonałym przykładem zjawiska, które można określić mianem biedacyfryzacji. Do niemal 17 tys. placówek zostały wprowadzone nowoczesne narzędzia, z których część kadry nie potrafi korzystać. Przypomina to trochę wsadzenie do konnego powozu radia samochodowego, które miałoby działać na dynamo – jak koń ma dobry dzień, muzyka gra głośno (...)- czy też pole do działania dla Małych Richardów Sorge:
Zarazem aplikacja Librusa wcale nie jest wolna od błędów. – Korzystam z Librusa jako tata i jako pracownik oświaty. Jaki mam kłopot? Konta moje i dzieci nie są rozłączne. To oznacza, że dzieciaki mają wgląd w moją korespondencję służbową. O tym, że widzą wzajemnie swoje oceny, nawet nie wspominam. Dodatkowo do całej naszej trójki przychodzą powiadomienia dla każdego konta. Kompletny idiotyzm (...)No i problem ewentualnego Doomsday:
Co gorsza, szkoły, które przeszły na e-dzienniki, nie mają odpowiedniego zaplecza, które zadziałałoby w razie większej awarii. Wysiada elektronika, to i szkoła przestaje działać. – Pod koniec zeszłego roku szkolnego, akurat kiedy jest wiele zastępstw, coś przestało działać w aplikacji Librusa. Wszystko musieliśmy sprawdzać na stronie www, bo dane w aplikacji były nieaktualne. W pewnym momencie dane ze strony też przestały się pokrywać z zastępstwami w szkole. Ale tutaj trudno powiedzieć, czy to wina strony, czy dynamicznej sytuacji w placówce. Problem nie został rozwiązany do końca roku szkolnego. Ba, część nauczycieli nawet nie wiedziała, że wpisują dane w próżnię!To ostatnie to mogę skwidować tylko pointą pewnego dowcipu w którym bocian uległ namowom żaby i uczył ją latać
U nas zdarza się to nagminnie; pamiętam jak w niezapomnianym 2018 w Indiach...
Ale to już zupełnie inna historia...