Poranny blaszak jak zwykle (Olsztyn-Bydgoszcz), stoimy gdzieś*, cisza, każdy (udaje że) śpi, no prawie każdy, ONA (20 lat, średnia tzn. średniej budowy, średniej urody, średnio ubrana) nie śpi, co słychać na cały wagon:
Ożkurwa...
- No ja przecież, miałam wyciszony... przecież dzwonie! Oj zeszło nam trochę, gdzieś do piątej, zagadaliśmy się, ale już wracam. No w pociągu jestem! Tylko stoi, nie wiem gdzie, w jakiejś dziurze, czekaj...
- No kurwa źle sie czuje, oj Damian, wiem że trzeba było... Idziesz do roboty? To idź. Ja nie wiem, mam na 14-tą, ale dzwoniłam do Sandry, że nie wiem czy będę. Jak przyjadę to sie pierdolnę i zobaczymy. Ale mi się chce spać... Aha, zostaw klucze pod wycieraczką, no zostawiłam swoje... No to zostaw moje, gdzieś na szafce muszą być, no bo jak wejdę?! Oj będę przecież za 20 minut**
- A czekaj, bo trzeba dziś odebrać Julkę z Olsztyna! Może odbierzesz po robocie? No jak ja, przecież sie nie będę cofać z powrotem?! Odbierzesz??? Kocham cię...
- Damian, ale wiesz, przejebałam dziś kasy... no ze 300, no jak jak? Prezenty, alkohol, faje... nie, nie wszystko, miałam przecież 500! Oj przestań, bo mie niedobrze...
- A te twoje piwo w lodówce to jest? No co, przecież do roboty nie weźmiesz?! Odkupie ci jak wrócisz. No leć, leć... ale sie źle czuję...
Ruszyliśmy, ONA nie wysiadła w Starych Jabłonkach, ani w Ostródzie, spała... nie miałem serca jej budzić, taka sympatyczna dziewczyna...
* trzeba towarowy przepuścić, bo jeden tor remontują
** czyżby jechała do Starych Jabłonek?