Słusznie kolega prawi, niestety, najprawdopodobniej. Ostatnio przez pomyłkę napiłam się tego, co w polskim sklepie można kupić pod nazwą "piwo". Mniejszego szoku bym doznała napiwszy się "Ludwika" - ten wszakże niczego nie udaje.
Problem w tym, że w cywilizowanej piwnej Europie (Czechy, Niemcy, Belgia, Wyspy) produkcja piwa obwarowana jest specjalnymi rygorystycznymi ustawami, a u nas można w zasadzie robić je z bananów
Efekt jest taki, że piwa już się nie warzy w tradycyjny sposób, jeno konkoktuje koncentrat słodowo-chmielowy a potem rozcieńcza go czym popadnie...
A spożywanie piwa w Warszawskich (a mniemam, że i nie tylko) pubach...
http://www.blog.mediafun.pl/index.php/2007/07/07/recykling-po-polsku/Na szczęście są jeszcze takie miejsca i piwa jak wrocławski Spiż (miałam okazję niedawno sprawdzić, że nadal jest po staremu). A i do braci Czechów niedaleko, a w lodówce dojrzewają dwa ostatnie, na własnych plecach z St. James Gate przytargane, guinnessy...
BTW: W przypadku guinnessa wyrażenie "czarno to widzę" to chyba komplement?
Edit: Damą być, ach, damą być... Owszem, M., tyle, że Rodowicz
A wypadało by tu dorzucić jeszcze Bananowy Song...