Aże mię zatchło jak to dzisiaj przeczytałam. Zastanawiałam się, czy się zwolnić z tego biznesu, żeby go nie firmować, czy się przestać przyznawać, którego departamentu jest się funkcjonariuszem. A może zwyczajnie, zakopać się łopatką saperską...
Po zastanowieniu doszłam do wniosku, że czniać głąbów i robić swoje. Może w końcu trafi tam do centrali ktoś mówiący po angielsku
Ja nawet nie chcę zgadywać, jak wyglądają te strony tłumaczone przez googla na te wszystkie języki. Mam nadzieję, że chociaż każda wersja była przekładana bezpośrednio z oryginału, a nie metodą BabelFish Tour, szlakiem np. polski => angielski => rosyjski => francuski...
Swoją drogą, nie mogę się oprzeć wrażeniu, że głównym problemem jest to, że nikomu się nic nie chce. Po co myśleć, jak w sieci jest gotowiec. I dlatego na FilmWebie, w opisie rosyjskiej ekranizacji powieści Akunina o Eraście Piotrowiczu Fandorinie znajdujemy takie kwiatki, jak Książę Pozharsky czy Książę Dolgoroukoy