Co nie zmienia faktu, że większość bimberków ma się do wyrobów polmosowych jak... wieprze przed perły.
Chyba, kurna, u was.
Nie mówimy o większości bimberków.
Mówimy o destylacie z własnych owoców (zazwyczaj, raz robiliśmy ze słodu jęczmiennego, też można) przepuszczonych przez aparaturę najwyższej próby.
Dojrzałe na słoneczku czarne porzeczki. Albo śliwki. Względnie winogrona, jeśli rok jest dobry.
Aronia jest w porządku, ale nie daje takiego aromatu... W tym roku będzie jeżynówka, bardzo obiecująco pracuje na bayanusach.
Z ciekawości popróbowaliśmy tego, co Palikot wypuścił jako gruszkówkę.
Faktycznie, również udało mu się zachować w gotowym produkcie cały bukiet aromatu surowca.
Zalatywało przeterminowanymi zielonymi spadami.
Dziękuję za takie perły, wracam do swoich wieprzy.
Aczkolwiek istotnie, Tata opowiadał, jak w Krzeczynie Wielkim lokalni sami swoi zacier w beczce po benzynie grzali na razówę.
Albo wspominał technikę destylacji na dwie miski uszczelniane chlebem.
Mnie to szczęśliwie ominęło, na tej imprezie akurat ja jedna zostałam trzeźwa. I, być może, ten ksiądz, co mnie chrzcił