Autor Wątek: Zygfryd - odcinek numero uno (1)  (Przeczytany 2724 razy)

0 użytkowników i 1 Gość przegląda ten wątek.

Offline 666

  • Łeb-Majster
  • Młodszy Techniczny Telewizyjny
  • Kombatant Wojny Rosyjsko-Japońskiej
  • ***
  • Wiadomości: 4910
  • słoiki dżemu truskawkowego +667/-666
  • Płeć: Mężczyzna
    • 4915610
    • Maciej Zembaty - strona nieoficjalna
Zygfryd - odcinek numero uno (1)
« dnia: 16 Stycznia 2008, 13:59:06 »
Odcinek 1 - Scyzoryk
(autor: ja  ;D)

Dziadek Jacek: Grzegorzu, co to jest, to, co trzymasz w dłoni?
Grzegorz: To jest scyzoryk. Otrzymałem go swego czasu od mego ojca.
Dziadek Jacek: Oooo.... nigdy nie widziałem na raz tylu ostrzy. No popatrz, popatrz Grzesiu, czego to ludzie nie wymyślą...
Grzegorz: No niechże ojciec nie dotyka, jeszcze coś ojciec popsuje!
Maryla: Nigdy mi o nim nie wspominałeś. Rodzina nie powinna mieć przed sobą najprawdopodobniej żadnych tajemnic.
Grzegorz: Nie wspominałem o nim, gdyż trzymałem go na specjalną okazję.
Maryla: A jaką to szczególną okazję mamy dzisiaj?
Grzegorz: Maurycy stał się, ten tego, mężczyzną. Dziś rano, kiedy wpadł na chwilę do domu, oznajmił mi, że kończy definitywnie ze szkołą i zaczyna życie na własny rachunek.
Dziadek Jacek: Zuch chłopak!
Maryla: No tak, zauważyłam Grzesiu, że umyłeś dzisiaj zęby. Już to wydało mi się niezwykle podejrzane. A swoją drogą, czy Maurycy nie jest jeszcze za młody na takie decyzje?
Grzegorz: A ja tam się cieszę. W życiu każdego mężczyzny przychodzi taki moment, kiedy trzeba się usamodzielnić. Mój ojciec, w chwili gdy oznajmiłem mu, że pragnę zostać konserwatorem maszyn biurowych, przejął się tym tak bardzo, że...no...że po prostu wyrzucił mnie z domu. Przedtem jednak ofiarował mi właśnie ten oto scyzoryk. Tym nożykiem, wkrótce potem, kroiłem oscypka, w którym to znalazłem odznakę mego, świętej już pamięci ojca...
Maryla: Grzesiu, te twoje opowieści są...są niesmaczne. Jak to dobrze, że nie mamy akurat nic do jedzenia.
Dziadek Jacek: Nie mamy? Nawet słoika dżemu?
Maryla: Nawet. Co ojciec sobie myśli?
Dziadek Jacek: A myślę sobie właśnie! O paróweczkach z dżemem, salcesonie z dżemem, zrazach wieprzowych z dżemem!
Grzegorz: Cisza!!! Na czym to ja? Aha. Scyzoryk ten, towarzyszył mi w trudnych momentach mego, jak wiecie bujnego życia. Kiedy się jednak ustatkowałem, schowałem go, w oczekiwaniu, że kiedyś będzie mógł odziedziczyć go po mnie mój syn. Dziś nadszedł właśnie ten dzień. Jestem dumny z Maurycego i w przeciwieństwie do mego ojca nie wyrzucę go z domu. Wręcz przeciwnie.
Maryla: Ostatnio i tak rzadko tu bywa, nawet nocami. Pewnie poznał jakąś dziewczynę.
Wchodzi Maurycy.
Maurycy: Cześć mamo, cześć tato, cześć dziadku. Nie dziewczynę, a nowych kolegów spod naszego osiedlowego sklepiku monopolowego. Muszę wam powiedzieć, że od czasu kiedy rozstałem się Sylwią...
Dziadek Jacek: Oh, szampańska to była dziewczyna.
Grzegorz: Papo...
Maurycy: Od czasu kiedy się z nią rozstałem, miewam jedynie... przelotne kontakty z kobietami.
Maryla: Synku, czy to prawda, że porzuciłeś naukę?
Maurycy: A co to? Przesłuchanie?
Grzegorz: Milcz gówniarzu! Jak zwracasz się do matki?
Maurycy: Normalnie. Jestem już w tym wieku, że mogę się na pewne rzeczy nie godzić.
Dziadek Jacek: Bravo, bravo. I to mi się podoba. Trzeba wiedzieć kiedy i komu należy się postawić. W niezapomnianym roku 1905, raz jedyny sprzeciwiłem się mojemu bezpośredniemu przełożonemu kapralowi Jedziniakowi. Była to decyzja fatalna w skutkach. Kapral obraził się na mnie i nie odzywał się do mnie od tej pory. A wszystko przez zwykłe nieporozumienie. Kapral zażądał ode mnie, bym strzelił go w plecy. Nie mogłem wykonać tego rozkazu. Pierwszy i jedyny raz odmówiłem. Po chwili okazało się jednak, iż utkwił mu w gardle kawałek, prawda, śledzia i Kapral chciał, bym strzelił go... ręką w plecy. Gdyby nie szybka interwencja Japończyków, którzy zaskoczyli nas niespodziewanym ostrzałem przy posiłku, to nie wiadomo czy kapral by przeżył. Na szczęście jedna z kul trafił go w taki sposób, że śledź mógł swobodnie wydostać się z przełyku na zewnątrz. Dlatego później kapral nie odzywał się do mnie, ani w zasadzie do nikogo. Trzask, prask, panie i po wszystkim.
Grzegorz: Te opowieści ojca są niezwykle nieciekawe i pozbawione senesu.
Maryla: A do tego obrzydliwe.
Maurycy: Zgadzam się. Powinien dziadek założyć bloga.
Dziadek Jacek: Co takiego?
Maurycy: Bloga. Jest to taki internetowy pamiętnik. Teraz większość ludzi posiada takie pamiętniki. Każdy mógłby przeczytać wtedy dziadka opowieści.
Maryla: Nie rozumiem. Przecież pamiętnik piszę się przeważnie po to, żeby nikt nie czytał tego, co jest w nim napisane.
Grzegorz: Marylo, jaka ty jesteś ciemna, teraz czasy się zmieniły. Ludzie stają się bardziej otwarci. My też powinniśmy interesować się nowinkami technicznymi. Ja na przykład ciągle myślę o własnych czterech kółkach.
Maryla: Tak, ty nic tylko myślisz, ale nic z tego nie wynika!
Grzegorz: No! Licz się ze słowami. Ty, ty...
Dziadek Jacek: Tak Marylko, licz się ze słowami! A ty Maurycy, powiedz mi kochanieńki, jak no mogę założyć taki pamiętnik.
Maurycy: Musiałby dziadek posiadać komputer, a także dostęp do internetu...
Grzegorz: O, co to, to nie! Jeszcze czego. Jeszcze tylko tego w tym domu brakowało. A może od razu chce ojciec nowy wózek i roczny zapas słoików z dżemem?
Dziadek Jacek: No, w zasadzie...
Grzegorz: Ahahahahaa...to dobre. Taaak, pożartowaliśmy, prawda, ale teraz Maurycy wyjaśnij nam jak tam się sprawy mają z twoją, w zasadzie, nauką?
Maurycy: No więc ojcze, matko i ty drogi dziadku - postanowiłem kolejny raz nie powtarzać roku. Właściwie, to pan dyrektor wezwał mnie wczoraj do siebie i powiedział, że tak dłużej być nie może. Niespodziewanie i ku jego zaskoczeniu przyznałem mu rację, choć przedtem nawymyślałem mu porządnie i wyszedłem trzaskając drzwiami dla lepszego efektu. Miałem jeszcze ochotę wrócić i dać mu po pysku, jednak pomyślałem, że kończę z tym, to znaczy ze szkołą raz, na zawsze. Tym razem już tam nie wrócę.
Grzegorz: A to cham. Miał czelność powiedzieć ci coś takiego? Bardzo dobrze zrobiłeś Maurycy, choć ja nie byłbym tak pobłażliwy.
Maryla: Jesteśmy z ciebie dumni.
[b[Maurycy:[/b] Wyluzuj mamo, nic takiego przecież nie zrobiłem.
Grzegorz: Wręcz przeciwnie. Ukończyłeś szkołę. Nasz syn, Marylko, skończył właśnie szkołę i otrzymał solidne wykształcenie - niezwykle przydatne na dalszej swej drodze życiowej. W końcu doczekaliśmy tego momentu. Swoją drogą liczyłem, że wcześniej do tego dojdzie, ale lepiej późno, niż później.
Dziadek Jacek: Tak Maurycy, powiem szczerze, zazdroszczę ci. Ja nigdy nie chodziłem do szkoły - moją nauczycielką była wojna. To była prawdziwa szkoła życia. Przyspieszony kurs dorastania. Nauczyłem się, prawda, obierać ziemniaki, doić krowy, pastować buty, myć toaletę szczoteczką do zębów...
Grzegorz: Papo... A teraz siada Synu. Mam tu dla ciebie, no... prezent.
Maurycy: Co to jest tatusiu?
Grzegorz: W życiu dorastającego młodzieńca przychodzi kiedyś taki moment, kiedy musi się on w jakiś sposób usamodzielnić. To właśnie ten moment. To jest scyzoryk synu. Otrzymałem go kiedyś od swojego ojca i teraz przekazuję go tobie. Spójrz jakie ma tu różne funkcje...
Maurycy: Dziękuję ci tato. Teraz będę mógł skuteczniej okradać  przechodniów, którzy ostatnimi czasy zrobili się niezwykle nieprzewidywalni. Jedna pani wyciągnęła ostatnio z torebki gaz pieprzowy!
Grzegorz: Co? No co ty powiesz? To trzeba mieć tupet, żeby do takiego niewinnego i bezbronnego dziecka z gazem...
Dziadek Jacek: Zupełnie jak w niezapomnianym 1905. Japończycy też użyli wtedy jakiegoś nowoczesnego gazu bojowego i gdyby nie to, że akurat była zima 100-lecia, to trzask, prask, panie i byłoby po wszystkim.
Grzegorz: A co ma piernik do wiatraka? Znaczy zima do gazu.
Dziadek Jacek: Osz ty baranie.. wszyscy mieliśmy zatkane nosy! Uratował nas zwykły katar.
Maurycy: O patrzcie. Ten... jak się to nazywa, tato?
Grzegorz: Scy-zo-ryk.
Maurycy: Ten scyzoryk posiada nawet korkociąg! A ostatnio z kolegami pół nocy męczyliśmy się by otworzyć butelkę wina wieloowocowego marki "Wino". Chłopaki się ucieszą.
Dziadek Jacek: Wino mówisz? Przyniósłbyś czasem z pół buteleczki dla spragnionego dziadunia...
Maurycy: Nie dziadku.
Dziadek Jacek: A to dlaczego?
Maurycy: Bo się dziadek nie dokłada.
Grzegorz: Alkohol zbyt rzadko pojawia się na naszym stole. Należy to zmienić.
Maryla: Swego czasu, jak jeszcze pracowałam w prosektorium, spirytusu zawsze mieliśmy pod dostatkiem. Używaliśmy go do odkażania nieboszczyków, a także i pracowników.
Grzegorz:[/b] W przyszłym tygodniu dostanę wypłatę...
Maryla:[/b] Te grosze?
Grzegorz:[/b] Zamknij pysk! Na te parę butelek wystarczy. Ale wracając do tematu - co teraz zamierzasz synu?
Maurycy: Poświęcę się nauce.
Grzegorz: Co takiego? Zwariowałeś?!
Maurycy: Źle mnie zrozumiałeś. Chodzi mi o eksperymenty chemiczne, które przeprowadzam co piątek na dziadku i na innych domownikach. Będę miał teraz na nie więcej czasu.Konkretnie pragnę wynaleźć najmocniejszy na świecie alkohol 101%.
Grzegorz: No kamień z serca.
Dziadek Jacek: O... Nagroda nobla z chemii, panie, gwarantowana.
Maurycy: Taki scyzoryk pomoże mi ogromnie w zdobyciu środków finansowych na moje badania. Nie straszne mi już będą nawet najtwardsze staruszki.
Grzegorz: Bravo synu - twardym trza być, nie miętkim.
Maryla: I kto to mówi? Ta szmata?!
Grzegorz: Szmatą może jestem, ale tylko w pracy.
Dziadek Jacek: A, w pracy, to co innego... Służba nie drużba. W niezapomnianym 1905, w Mandżurii, nie raz wycierano moją gębą podłogę, jak, prawda, szmatą.
Maryla: Przecież ojciec lubi takie rzeczy. Kiedy to użyliśmy ojca jako odkurzacza, najadł się ojciec za wsze czasy.
Dziadek Jacek:No właśnie, dlatego nie protestowałem, a wręcz przeciwnie. Zachęcałem współżołnierzy by mną poniewierali, na lewo i na prawo... trzask, prask.
Maurycy: Mną już nikt nie będzie poniewierał. Mam SCYZORYK!
Maryla: Patrzcie, patrzcie. Oto pierwszy Poszepszyński, który nie zostanie szmatą (być może ;))...
« Ostatnia zmiana: 16 Stycznia 2008, 14:13:10 wysłana przez Zygfryd666 »
nie graj ze mną...

Offline Bruxa

  • ^,..,^
  • Pierdziel
  • Kombatant Wojny Rosyjsko-Japońskiej
  • *
  • Wiadomości: 38482
  • słoiki dżemu truskawkowego +65535/-65535
  • ja tu tylko sprzątam...
Odp: Zygfryd - odcinek numero uno (1)
« Odpowiedź #1 dnia: 16 Stycznia 2008, 16:27:31 »
No brawo Jasiu! A my się tu zastanawiamy, dlaczegóż to taka dziwna cisza na forum ostatnio, a otóż i wyjaśniło się! Siedzą w domu po kątach i cichaczem skrobią w kajetach! I słusznie towarzysze, pisarze do piór, palce do klawiatur... Z czegoś trzeba będzie poskładać tę drugą antologię. Już widzę, że materiału nie zabraknie  ;D

A z innej mańki - był tu kiedyś wątek, nie pamiętam jaki miał topic, ale off-top dotyczył wyrywania torebek staruszkom. Okazuje się, ze nie taki to łatwy kawałek chleba z dżemem...  ;)
Rude and not ginger

Light travels faster than sound. That's why some people appear bright until you hear them speak.


Offline Leon74

  • Łebmajstrowy
  • Pierdziel
  • Ekspert Toaletowy
  • *
  • Wiadomości: 714
  • słoiki dżemu truskawkowego +65535/-1
  • Płeć: Mężczyzna
    • 33741
    • Rodzina Poszepszyńskich Łebsajt
Odp: Zygfryd - odcinek numero uno (1)
« Odpowiedź #2 dnia: 16 Stycznia 2008, 17:01:42 »
"Obsesja destrukcyjna dezawuuje krańcowość".
Pzdr, Leon Junior (widzący).

Offline Cezarian

  • Pierdziel
  • Kombatant Wojny Rosyjsko-Japońskiej
  • *
  • Wiadomości: 51899
  • słoiki dżemu truskawkowego +65535/-32
  • Płeć: Mężczyzna
  • Ja tu tylko bałaganię...
Odp: Zygfryd - odcinek numero uno (1)
« Odpowiedź #3 dnia: 16 Stycznia 2008, 19:49:30 »
Brawo, brawo waleczny De Loeve! Tomowi wyrasta konkurencja. Zaraz będziemy mieli odcinków na dziesiątki nagrań. Tylko, kto to nagra? Może rzeczywiście zmusić Zembatego (po dobroci, oczywiście, po dobroci), żeby zmusił wiadomych aktorów do odczytania jednego odcinka, spośród powstałych w naszej rodzinie?
Jak jest gaz pieprzowy, to chyba może być takze pieprz gazowy?
Ceterum censeo Carthaginem esse delendam.

Offline 666

  • Łeb-Majster
  • Młodszy Techniczny Telewizyjny
  • Kombatant Wojny Rosyjsko-Japońskiej
  • ***
  • Wiadomości: 4910
  • słoiki dżemu truskawkowego +667/-666
  • Płeć: Mężczyzna
    • 4915610
    • Maciej Zembaty - strona nieoficjalna
Odp: Zygfryd - odcinek numero uno (1)
« Odpowiedź #4 dnia: 16 Stycznia 2008, 20:02:06 »
Zebrać aktorów by się pewnie dało (nie wiem jak z Marylką), ale cóż... na razie trzeba "zebrać" samego Zembacza. Coś kontaktu ostatnio niet chiba.

Jak przyjdzie wena, to i następne odcinki będą.
Ale odcinam się od spekulacji, jakobym miał "rywalizować"z Tomem, który jest niekwestionowanym liderem i ojcem odcinkopiśmiennictwa.
nie graj ze mną...

Offline Baader

  • Hydraulik
  • Kombatant Wojny Rosyjsko-Japońskiej
  • *
  • Wiadomości: 3849
  • słoiki dżemu truskawkowego +25/-2
  • Płeć: Mężczyzna
Odp: Zygfryd - odcinek numero uno (1)
« Odpowiedź #5 dnia: 16 Stycznia 2008, 20:09:47 »
Super jest ten odcinek, aż mi się, chyba z wrażenia, zacięła lewa spacja :) I pomysleć że mistrz Zembaty coś tam ostatnio w "Albercie" o śmierci dziadka Jacka, w zasadzie... A o kim będą pisane kolejne odcinki? Nie to, żebyśmy tam zaraz grozili dosypywaniem piasku do codziennego dżemu, ale...
Hochsztapler pan jesteś panie starszy! Zwykły hoch... hochsztapler!!!