Autor Wątek: Nasz własny odcinek Poszepszyńskich  (Przeczytany 8181 razy)

0 użytkowników i 1 Gość przegląda ten wątek.

Offline Leon74

  • Łebmajstrowy
  • Pierdziel
  • Ekspert Toaletowy
  • *
  • Wiadomości: 714
  • słoiki dżemu truskawkowego +65535/-1
  • Płeć: Mężczyzna
    • 33741
    • Rodzina Poszepszyńskich Łebsajt
Odp: Nasz własny odcinek Poszepszyńskich
« Odpowiedź #30 dnia: 09 Lipca 2007, 16:12:23 »
Takie buty.. nie przypuszczałam, że rewolucja dotarła do najwyższych kręgów władzy :O

Wygląd strony to pomysł Bruxy, menu na skrawkach papieru wymyślił Psiakostka, a ja to złożyłem do kupy :)
Natomiast strona o Zembatym to w całości dzieło Zygfryda.
"Obsesja destrukcyjna dezawuuje krańcowość".
Pzdr, Leon Junior (widzący).

Offline 666

  • Łeb-Majster
  • Młodszy Techniczny Telewizyjny
  • Kombatant Wojny Rosyjsko-Japońskiej
  • ***
  • Wiadomości: 4910
  • słoiki dżemu truskawkowego +667/-666
  • Płeć: Mężczyzna
    • 4915610
    • Maciej Zembaty - strona nieoficjalna
Odp: Nasz własny odcinek Poszepszyńskich
« Odpowiedź #31 dnia: 03 Grudnia 2007, 01:52:55 »
Nasz własny odcinek Rodziny Poszepszyńskich.

(coś mnie naszło, żeby go odkurzyć, poprawić, zebrać w jedną całość i dokończyć)

Dziadek Jacek: Maurycy, czego dosypałeś mi do herbaty, czy to przypadkiem nie jakaś trucizna?
Maurycy: Tak dziadku, to trutka na szczury
Dziadek Jacek: To uspokoiłeś mnie mój chłopcze, bo już się bałem że to trutka na ludzi.
Grzegorz: Mauryyycy, czy ty oszalałeś? A jeśli Dziadek Jacek był w poprzednim wcieleniu szczurem? Nie zapomnij z czyjej to ekhem...renty żyjemy jakby nie było.
Dziadek Jacek: Słuszna uwaga. Nigdy bym nie przypuszczał, choć w przeszłości zdarzało mi się zażerać wręcz serem (z dżemem rzecz jasna palce lizać). A na sam widok kotów (zwłaszcza japońskich) od razu przechodziły mnie dreszcze. A było to tak:
W niezapomnianym roku 1904 dowiedział się o tym pewien generał japoński. Nasłał na nasz obóz tajnego prawda szpiega w przebraniu prawda kota. Na długie tygodnie wyeliminowało mnie to z walk, gdyż zaszyłem się w norze, nie zwracając uwagi na otaczające mnie prawda wydarzenia. Dopiero sam kapral Jedzinaiak zadecydował, że jedynym sposobem jest odcięcie mnie od wszelkich zapasów żółtego prawda sera. Właśnie wtedy to postanowiłem przerzucić się  na dżem (najlepiej truskawkowy), gdyż praktycznie tylko to mieliśmy do jedzenia, oprócz sera. Trzask, prask i po wszystkim panie.
Maryla: Oj ojciec najprawdopodobniej znowu bredzi - przecież to głupie. Jak człowiek może być myszą.
Grzegorz: Milcz głupia kobieto! Nie słyszałaś nigdy o rekinkarnacji?
Maurycy: Reinkarnacji drogi tatusiu.
Grzegorz: Nikt cię nie pyta o zdanie.
Maryla: Nie słyszałam. Ty jesteś taki mądry Grzesiu.
Grzegorz: To przecież jasne, że ludzie dobierają się na zasadzie przeciwieństw.
Dziadek Jacek: Co prawda, to prawda córeczko jesteś w zasadzie tępa jak but. Poza tym, to co wym tam wszyscy wiecie. W niezapomnianym roku 1904 była niezwykle szczególna sytuacja. Ludzie przyjmowali cechy, a nawet wyglądy przeróżnych zwierząt: od świń, przez psy, koty, konie,a  na myszach, szczurach, wydrach, szynszylach, królikach, świnkach morskich, stonogach...
Grzegorz: Papo.
Dziadek Jacek: Wiewiórkach, dzięciołach, lisach, bobrach...
Grzegorz: Papo!!
Dziadek Jacek: A ty sie nie odzywaj! Sam wyglądasz jak szczur... Ech, w niezapomnianym roku 1905 nie takie szczury się widziało. Szczur z dżemem - palce lizać... Marylko, nie masz może chleba z dżemem?
Maryla: Nie mam! Ojciec najprawdopodobniej wszystko już zjadł!
Dziadek Jacek: Ani okruszyny? A może Marylko masz może szczura? Albo choćby karalucha? Pamiętam, kiedy w niezapomnianym roku 1905...
Maurycy: Ja mam arszenik.
Dziadek Jacek: To daj kocheneńki. Arszenik z dżemem - palce lizać!
Grzegorz: Maurycy! Ani się waż, ta trutka miała być na karaluchy.
Dziadek Jacek: A co ja gorszy od karalucha jestem!?
Grzegorz: Tego w zasadzie nie wiem, ale z papy rosołu w zasadzie zrobić się nie da - same ścięgna.
Dziadek Jacek: Co?! Nawet tego mi żałujecie? Policzymy się późnej, jak przyjdzie moja renta.
Grzegorz: No, no!
Maryla: I tak doskonale wiemy, że to ojciec wyjada kit z okien!
Dziadek Jacek: Tak! To wy mnie do tego zmuszacie, doprowadzacie mnie do ostateczności! Teraz, przez was znowu będę się musiał żywić (tfu!) kitem i to bez dżemu, trzask prask!
Maryla: Ojciec zrobił się na starość okropną zrzędą. Staje się ojciec nie do wytrzymania.
Grzegorz: Starość papy trwa już w zasadzie bardzo długo. To podejrzane. Może to zasługa tego kitu?
Maurycy: To na pewno dziadek wypija płyn do konserwowania maszyn biurowych.
Dziadek Jacek: Milcz smarkaczu!
Dziadek Jacek: Milcz smarkaczu! Kiedy w niezapomniany roku 1906...
Panna Inga: puk puk, czy można?
Maryla: Panna Inga, proszę.
Dziadek Jacek: Czy trzask prask dostała pani ten przekaz od siostrzeńca?
Panna Inga: Tak, właśnie listonosz zostawił avizo.
Dziadek Jacek: To nie odebrała pani?
Panna Inga: Nie, byłam w śmietniku w tym czasie...
Dziadek Jacek: Co za strata. Wezmę panią na wózek i pojedziemy na pocztę....
Panna Inga: Co za uczynny człowiek z pana, panie Jacku. No to w takim razie jedźmy czym prędzej.
Maryla: Niech tylko ojciec nie pędzi za bardzo, pamięta ojciec przecież co się stało ostatnio, kiedy to próbował nas ojciec dogonić, gdy jechaliśmy autobusem.
Dziadek Jacek: I dogonił bym was, tylko ktoś akurat na mojej drodze postawił ten przeklęty prawda, słup. Dość tego gadania, komu w drogę temu trzask prask...
Maurycy: I z mojego najnowszego eksperymentu nici. Mój obiekt doświadczalny właśnie odjechał.
Maryla: Nie przejmuj się synku, mamusia kupi ci lepszy.
Grzegorz: Że co?! Nie będziesz mi tu syna rozpuszczać. Wróci ojciec to Maurycy w zasadzie będzie mógł skończyć, co zaczął.
Maurycy: A propos rozpuszczania. Udam się teraz do swojego laboratorium i przygotuję trochę kwasu H2S04, który mam nadzieję użyć do mojego kolejnego doświadczenia.
Maryla: Idź, idź, pobaw się synku grzecznie.
Pan Włodek: Ratunku! Pomocy!
Grzegorz: Dzień dobry panie Włodku. Co się w zasadzie stało?
Maryla: Znów się pan pobił z żoną?
Pan Włodek: Żeby! No niestety wręcz przeciwnie.
Grzegorz: Jak to? Przecież w zasadzie układało się państwu no całkiem nieźle.
Pan Włodek: Ale babę podkusiło i zgodziła się skorzystać z poradni małżeńskiej
Maryla: To chyba najparwdopodobniej dobrze?
Pan Włodek: A gdzież tam! Kurka wodna, była u psychologa i tam jej wmówili, że to nasze bicie to nie z miłości, tylko z jakichś - TFU! - kompleksów, a ona - skaranie boskie z tą babą - uwierzyła i jeszcze do tego jakieś tabletki łykać zaczęła.
Grzegorz: Świnia z tego psychologa - W zasadzie sam nikogo nie uderzy, a drugiemu też nie da - zupełnie jak kobyła u płotu ogrodnika.
Pan Włodek: Pana się tu żarty trzymają panie Grzegorzu, a ja nie wiem co robić. A jak babie tak zostanie? Zawsze taka zawzięta była i dobrze nam było razem, ja coś powiem, ona za nożyczki, to ja za siekierę...
Maryla: To takie smutne panie Włodku...
Pan Włodek: Ale właściwie to ja do pana Maurycego.
Grzegorz: Maurycy jest w laboratorium, a co pan jeśli można zapytać, chciał od naszego, w zasadzie, syna?
Pan Włodek: No właśnie rozchodzi mi się o to laboratorium. Czy pan Maurycy nie zrobiłby dla mojej żony jakiejś tej no... trutki?
Maryla: O Boże... Panie... Panie Włodku... Co też pan...
Pan Włodek: No co? Podam jej i będzie jak dawniej, co, zły pomysł?
Maryla: Ale jak to tak, Grzegorz jest co prawda kawałem szmaty ale nigdy bym go prawdopobnie nie otruła...
Grzegorz: Otruła? Bua ha ha, ale ty jesteś głupia i prrrrymitywna, Marylo! Panu Włodkowi chodzi o odtrutkę. Powtórz: od-trut-kę!
Pan Włodek:Jak zwał tak zwał. To jak panie Grzegorzu?
<trzask otwieranych drzwi>
Maurycy: Ktoś tu mówił o trutce? Na szczury? Chcecie się pozbyć tego zaślinionego szczu... starca? Świetny pomysł.
Grzegorz: Maurycy, nikt cię nie pyta o zdanie.
Pan Włodek: Nie, no ja pytam. Ma pan może odtrutkę, bo wie pan, moja małżonka była u psychologa i tam jej wmówili, że to nasze bicie to nie z miłości, tylko z jakichś kompleksów, a baba w to uwierzyła i jakieś tabletki łykać zaczęła. Chodzi mi o odtrutkę na te tabletki.
Maurycy: Aaaa. Niech pan, panie Włodku idzie ze mną do laboratorium. Coś wymyślimy!
Tymczasem u dziadka Jacka...
Dziadek Jacek: Trzyma się pani panno Ingo?
Panna Inga: Trzymam, trzymam. Ale pan pędzi, panie dziadku Jacku
Dziadek Jacek: A co! Kiedy w niezapomnianym roku 1907 szturmowaliśmy skład celny, gdzie były olbrzymie zasoby dżemu, to nie tak szybko się jechało...
Panna Inga: I co?
Dziadek Jacek: A z czym?
Panna Inga: No z tym dżemem?
Dziadek Jacek: A dżemem. No tak. No i ja z kapralem Jedziniakiem zaatakowaliśmy go z lewej flanki. Niestety, Jedziniak potknął się i wpadł do kadzi z dżemem... I tyle go widziałem...
(nagle wózek D.J przewraca się z nadmiernej szybkości)
Dziadek Jacek: Panno Igo czy się pani nic nie stało!
Panna Inga: Nie nic tylko chyba pan krwawi.
Dziadek Jacek: A gdzie? Ja jakoś nie widzę.
Panna Inga: A tutaj! Pana dłoń i bok, tu przy kieszeni.
Dziadek Jacek. A nie, hihihihi to nie krew. Hihi. To przecież dżem palce lizac truskawkowy. Chce panienka spróbować?  Przepyszny!
Panna Inga: Ależ panie Jacku! Jak tak można straszyć. Lepiej wsiadajmy na ten wechikuł i jedżmy, bo inaczej nie zdążymy na pocztę.
Dziadek Jacek: Swoją drogą to skąd się wziął ten dżem, przecież pieniądze z renty dopiero za tydzień...
Panna Inga: Ależ to...to....to nie możliwe! Czyżby w twoich żyłach zamiast krwi płynął najnormalniejszy w świecie dżem truskawkowy?
Dziadek Jacek: To całkiem, prawda, możliwe. Sporo się tego w życiu zjadło...no popatrz, popatrz droga Ingo...niesłychane...to otwiera przede mną całkiem nowe możliwości i te...no...perspektywy...
Tymczasem z domu Rodziny Pozepszynskich wydobywałą się przerażająca muzyka.
Grzegorz: Ach synu wspaniałą muzykę puściłeś. Nie mogę się nadziwić twoim gustom. Tylko powtórz jak się nazywa ten wykonawaca?
Maurycy: Manson Marylin ojcze. U mnie w szkole wszyscy tego słuchają.
Maryla: Wyłączcie to natychmiast. Dziadek by się w grobie przewracał, jakby to usłyszał.
Grzegorz: Ale dziadek Jacek żyje.
Maryla: Tak , dlatego powiedziałam, że by się przewracał, a nie przewraca.
Grzegorz: Marylu, ta twoja doskonała precyzja. Tylko kiedy ten ojciec wróci? Przecież już się ściemnia, a jego nadal nie ma. Może coś się im stało?
Nagle do pokoju wjezdza Dziadek Jacek z Paną Ingą na kolanach
Maurycy: Dziadku jacku! co się stało?
Dziadek Jacek: Nic dziecko, mieliśmy kontakt czwartego stopnia z melomanem.
Grzegorz: W zasadzie w domu też przydałoby się zrobić malowanie.
Dziadek Jacek: Co ty pleciesz! Meloman to taki człowiek, co jeździ autem podobnym do twojego Grzegorzu, tylko jeszcze na chodzie, ubiera się na sportowo i słucha na cały regulator takiej jednolitej prawda muzyki: umc! umc! umc. Dodatkowo ma łeb łysy jak melon, stąd też ta nazwa - meloman.
Maryla: Ma ojciec rację, częściowo, najprawdopodobniej...

-------------------------------------------------------------------------------------------------------

Piosenki (sztuk dwie):

Wykonuje Maryla (najprawdopodobniej)

1)

(na dowolną melodię ludową, byle nie mazurską)

Pewien meloman z okolic Pucka
Dość niewydolne miał uszka i płucka
Toteż nie śpiewał i nie grał na trąbie
Tylko hodował melony na klombie
Nie słuchał basów ni barytonów
Lecz był maniakiem melonów

Umcyk cyk, umcyk cyk, oj diridi u ha!

2)

(na dowolną melodię ludową, byle nie mazurską)

Meloman ma głowę łysą jak kolano
i żelem do włosów smaruje ją rano
po czym zakłada odzież dresową
i idzie do lodówki podjeść niezdrowo
Zjada garść hormonów wołowych
na przyrost mięśni trójgłowych
potem odżywkę o smaku chocolate
bo to robi świetnie na jego klatę
a gdy się w domu robi już ciasno
wyrusza swoją BM-ką na miasto
W głośnikach dudni mu muzyka
od której wszelka myśl zanika
umć umć umć umć umć umta
umta umta tarara umta umta
umć!

-------------------------------------------------------------------------------------------------------

Dziadek Jacek: Ależ Marylo, jak ty pięknie śpiewasz. Jednakowoż... trzask prask.. powinnaś sobie przepchać gardziołko... Może by tak dżemem truskawkowym... trzask prask.
Maryla: Ależ tato, ty nawet w takiej wzniosłej chwili mówisz o jedzeniu.
Maryla odchodzi na bok do Grzegorza
Maryla: Grzegorzu, niedługo urodziny naszego ojca.
Grzegorz: Masz na myśli twojego ojca.
Maryla: Tak mojego naszego. Wszystko jedno. Jednak ma urodziny.
Grzegorz: Ale które?
Maryla: Och, nie wiem, ale czy to ważne. Ważne, że urodziny.
Grzegorz: Ale jak papa nam nie powie, dlaczego doprowadził do takiego stanu naszą w zasadzie wspólną sąsiadkę, to nici ze świętowania.
Dziadek Jacek: Ależ to głupstwo kochani! Przez podobne głupstwo w 1905 roku nasz oddział...
Grzegorz: Ależ papo! Miał papa opowiedzieć o tym wypadku
Dziadek Jacek: To mi nie przerywaj ty... SZMATO!
Grzegorz: No! No! No!
Dziadek Jacek: To se sami opowiadajcie, a ja wam nic nie powiem o tym jak wyjechał nam z naprzeciwka samochód tego melomana. Z głośników płynęło takie "umta umta umta um tarara", co przypomniało mi sygnał do ataku, więc go staranowałem. No mówię wam z tego auta nie było co zbierać.
Maurycy: Jak to? Na pewno dałoby się jeszcze coś odkręcić i wziąć do domu.
Maryla: Ale to wciąż nie tłumaczy stanu panny Ingi.
Dziadek Jacek: Jak to kobieta, to i strachliwa, omdlało jej się trochę.
(nagle Pannna Inga budzi się)
Panna Inga: Ale gdzie ja jestem? Och, pan Jacek. Och, przepraszam, to omdlenie przez tę ciążę.
Maryla: To pani jest w ciąży?
Maurycy: Co w tym dziwnego. W prawdzie wiek już nie ten, ale medycyna zna takie przypadki.
Dziadek Jacek: Ale z kim? To znaczy ja nie wnikam, w 1905 roku była taka sytuacja, że pewna Japonka też nie mówiła z kim miała...
Maryla: Dziadku dajże spokój! To powie nam panienka czyje będzie to potomstwa?
(Panna Inga znów mdleje)
Nagle wbiega Grzegorz zziajany

Grzegorz: Marylo! Marylo! Mam prezent dla Dziadka, znaczy Ojca!
Dziadek Jacek: No kto by pomyślał... Grzesiu, Grzesiu nie znałem cię z tej strony.
Maryla: A ja zrobiłam specjalnie na tę okazję zapiekankę z mąki i wody.
Dziadek Jacek: Nie moooże być!
Panna Inga: Wszystkiego najlepszego Dziadku Jacku.
Grzegorz: Tak, w zasadzie wszystkiego.
Maurycy: Ja też będę miał coś dla Dziadka, ale trochę później. Dziadek jest taki wspaniały, mądry, inteligenty........
Grzegorz: Papo! Papo! Niechże się ojciec obudzi.
Maryla: Ojcze!
Maurycy: O! Budzi się!
Dziadek Jacek: Co? Gdzie? Gdzie ja jestem?! A, to wy...
Maryla: Tak, my. A któż by inny.
Dziadek Jacek: Więc to mi się wszystko prawda śniło? Wiedziałem, że to zbyt dziwne, by mogło być prawdziwe... musiałem przysnąć na chwilę. Swoją drogą mogliście mnie jeszcze nie budzić. To znaczy, że nie macie dla mnie żadnych prezentów?
Grzegorz: Jakich znowu prezentów? Ojciec bredzi.
Maryla: Najprawdopodobniej. Bredzi. Po prostu zasnął ojciec, a może zemdlał...
Maurycy: Jak to starzec.
Dziadek Jacek: No! No! Nie pozwalaj sobie, nie jestem jeszcze taki stary....ile to ja mam lat?
Grzegorz: Nie wiadomo dokładnie, ale na pewno o jeden rok więcej, niż rok temu.
Dziadek Jacek: Popatrz, popatrz Grzesiu, jak ten czas leci... jeszcze niedawno 1905, a tu już... który to mamy rok?
Grzegorz: Tego też do końca nie wiadomo. Nie mamy w końcu kalendarza, nie licząc tego z '81, który wyniosłem swego czasu z zakładu pracy, pod nieuwagę moich przełożonych, gdyż odbywał się właśnie strajk... zresztą w owym czasie udało mi się wynieść sporo różnych, interesujących rzeczy.
Maurycy: Dziwne....może to przez to, że nie wiadomo, ile dziadek ma dokładnie lat, nie starzeje się on jak zwykły człowiek...
(Panna Inga budzi się.)
Panna Inga: Co... co się stało?
Maryla: Nic, zemdlała pani. Znowu.
Panna Inga: To ja już sobie pójdę, coś nienajlepiej się dzisiaj czuję. Zresztą dziś znalazłam na śmieniku całkiem dobre śledzie, ktorych data ważności upłynęła niecały miesiąc temu. Zagryzę sobie je czekoladą, popiję słodkim kompotem...
Panna Inga wychodzi.)
Grzegorz: Czy ona nie wspominała, że jest w ciąży?
Maryla: Tak Grzegorzu, ja jednak myślę, że to ciążą urojona,  by odjąć sobie lat. Ja najprawdopodobniej już nie...
Grzegorz: Ekhem.
Dziadek Jacek: Apropos lat, to czy dziś nie są moje urodziny?
Grzegorz: Nie wydaje mi się.
Maurycy: Dziadek i tak ma już wystarczająco dużo lat, jak na swój wiek. Niech dziadek będzie tak dobry i pójdzie ze mną do laboratorium - musimy dokończyć zaczęty rano eksperyment.
Dziadek Jacek: Z wielką przyjemnością. Może tym razem jednak dojdzie do jakiegoś, choćby skromnego wybuchu... przypomną mi się młode lata na wojnie, trzask, prask.

KÓNIEC
nie graj ze mną...

Offline Cezarian

  • Pierdziel
  • Kombatant Wojny Rosyjsko-Japońskiej
  • *
  • Wiadomości: 51641
  • słoiki dżemu truskawkowego +65535/-32
  • Płeć: Mężczyzna
  • Ja tu tylko bałaganię...
Odp: Nasz własny odcinek Poszepszyńskich
« Odpowiedź #32 dnia: 03 Grudnia 2007, 02:17:48 »
Dobry pomysł. Całkiem ciekawie to wyszło. Jakby odcinek czytali wiadomi aktorzy. 8)
Czy nie czas wrzucić go na stronę główną do tfurczości klubu?
Ceterum censeo Carthaginem esse delendam.

Offline Baader

  • Hydraulik
  • Kombatant Wojny Rosyjsko-Japońskiej
  • *
  • Wiadomości: 3839
  • słoiki dżemu truskawkowego +25/-2
  • Płeć: Mężczyzna
Odp: Nasz własny odcinek Poszepszyńskich
« Odpowiedź #33 dnia: 03 Grudnia 2007, 22:41:41 »
Ba, podpisuję się obiema rękami :) Kurczę, zapomniałem już o swoim małym udziale w tworzeniu tego odcinka :)
Hochsztapler pan jesteś panie starszy! Zwykły hoch... hochsztapler!!!

Offline Leon74

  • Łebmajstrowy
  • Pierdziel
  • Ekspert Toaletowy
  • *
  • Wiadomości: 714
  • słoiki dżemu truskawkowego +65535/-1
  • Płeć: Mężczyzna
    • 33741
    • Rodzina Poszepszyńskich Łebsajt
Odp: Nasz własny odcinek Poszepszyńskich
« Odpowiedź #34 dnia: 30 Grudnia 2007, 14:48:33 »
Odcinek niedługo będzie na stronie, na razie nie mogę się dostać na FTP :)
"Obsesja destrukcyjna dezawuuje krańcowość".
Pzdr, Leon Junior (widzący).

Offline deepblue

  • Kierownik toalety
  • Zaawansowany Bułczarz
  • *
  • Wiadomości: 258
  • słoiki dżemu truskawkowego +5/-0
  • Płeć: Mężczyzna
    • Fan klub rodziny poszepszyńskich
Odp: Nasz własny odcinek Poszepszyńskich
« Odpowiedź #35 dnia: 31 Grudnia 2007, 23:04:55 »
trak zmienily sie haselka, przypomnij to ci przkarze ( nie pamietam teraz)
Wynajmę wolny pokój kulturalnej studence bez nałogów. Nie ma nic milszego niż taka kulturalna studentka bez nałogów... palce lizać

Offline Leon74

  • Łebmajstrowy
  • Pierdziel
  • Ekspert Toaletowy
  • *
  • Wiadomości: 714
  • słoiki dżemu truskawkowego +65535/-1
  • Płeć: Mężczyzna
    • 33741
    • Rodzina Poszepszyńskich Łebsajt
Odp: Nasz własny odcinek Poszepszyńskich
« Odpowiedź #36 dnia: 31 Grudnia 2007, 23:15:51 »
trak zmienily sie haselka, przypomnij to ci przkarze ( nie pamietam teraz)

No to przypominam, mam już wszystko zrobione od wczoraj i leży u mnie na kompie, zamiast na stronie :(
"Obsesja destrukcyjna dezawuuje krańcowość".
Pzdr, Leon Junior (widzący).

Offline 666

  • Łeb-Majster
  • Młodszy Techniczny Telewizyjny
  • Kombatant Wojny Rosyjsko-Japońskiej
  • ***
  • Wiadomości: 4910
  • słoiki dżemu truskawkowego +667/-666
  • Płeć: Mężczyzna
    • 4915610
    • Maciej Zembaty - strona nieoficjalna
Odp: Nasz własny odcinek Poszepszyńskich
« Odpowiedź #37 dnia: 01 Stycznia 2008, 15:58:50 »
A i ja nie mogę dokonać zmian na stronie :(
nie graj ze mną...

Offline anoosia

  • Hydraulik
  • Aktywny Bułczarz
  • *
  • Wiadomości: 183
  • słoiki dżemu truskawkowego +7/-4
Odp: Nasz własny odcinek Poszepszyńskich
« Odpowiedź #38 dnia: 13 Lutego 2008, 10:29:12 »
Oh jestem współtwórcą . Może jeszcze wypiszemy konkretne osoby , które to tworzyły. Czy wolicie aby pozostało zbiorowo?